Konkursy w Niżnym Tagile, na zauralskiej skoczni o wdzięcznej nazwie „Aist", czyli „Bocian", wyłączywszy Żyłę, nie przyniosły powodzenia polskim skoczkom. Kamil Stoch był siódmy w sobotę i czwarty dzień później. Dawid Kubacki – trochę lepszy drugiego dnia, Stefan Hula – gorszy, Maciej Kot nie odzyskał regularności, Jakub Wolny nie przywiezie z Niżnego Tagiłu ani jednego punktu, w niedzielę nawet nie przebrnął kwalifikacji.
Skakanie 1800 km na wschód od Moskwy, 25 km za umowną granicą Europy i Azji okazało się również trudne dla wielu innych. Jednak po trzecim weekendzie PŚ trzeba zauważyć, że Japończyk Ryoyu Kobayashi trzyma się pozycji lidera wyjątkowo mocno, że Norwegowie wracają do gry, a Niemcy wytrwale gonią Polaków.
Największym polskim wygranym na początku zimy pozostaje Piotr Żyła. Wyjechał z Niżnego Tagiłu ze zwycięstwem w kwalifikacjach, drugim miejscem w sobotę i trzecim w niedzielę, awansował na pozycję wicelidera PŚ, przed Stocha.
Wyczyny Żyły interesują kibiców także dlatego, że pan Piotr już zdecydowanie nie jest Piotrusiem Panem polskich skoków. Koniec z żarcikami, koniec ze śmieszkami i niezbyt wyrafinowanymi wpisami w mediach społecznościowych – za to jest wyjątkowa zwięzłość wypowiedzi, tylko konkrety w kontaktach z mediami, marsowa mina i – to największy zysk – bardzo dobra forma. Może komuś żal dawnego Piotra Żyły, ale sport niewątpliwie zyskał na tej przemianie.
– Moje miejsca są adekwatne do pracy, jaką wykonałem. Jeszcze nie znalazłem sposobu na skocznię w Niżnym Tagile. Zmienne warunki też raczej mi nie pomagały. Cudów się jednak nie spodziewałem, poza tym koncentruję się na swoim działaniu, na tym, na co mam wpływ. Po skokach w Niżnym Tagile nie jestem przeszczęśliwy, ale w miarę zadowolony – to było podsumowanie Kamila Stocha przed kamerą TVP Sport.