[b]Rz: Tym razem przygotowywał się pan do sezonu sam. Co na to trener Roman Bondaruk?[/b]
[b]Tomasz Sikora:[/b] Od dawna nosiłem się z takim zamiarem, a trener nie protestował. Zresztą cały cały czas byłem z nim w kontakcie. I nie siliłem się na eksperymenty, tylko robiłem to, co w poprzednich latach. Zwiedzałem natomiast inne zakątki świata niż te, w których trenowałem przez ostatnie 15 lat. Byłem w Zakopanem i Dusznikach, później na Litwie, Łotwie i w Estonii. Ale na pierwszym zgrupowaniu na nartach byłem już z resztą kadry na lodowcu w Austrii i we Włoszech. Najważniejsze, że zmiany, których dokonałem, wyszły mi na dobre.
[b]Co pan zmienił? [/b]
Cały sprzęt, oprócz karabinu. Narty, kijki, buty i wiązania. Biegam teraz na fischerach i jestem bardzo zadowolony z tego, jak mnie w tej firmie traktują. Mam tyle nart, ile mi potrzeba. A nowe buty i wiązania pozwoliły mi wyeliminować błędy techniczne, przez które traciłem sekundy. Karabinu jednak wolałem nie zmieniać. Zbyt dobrze pamiętam, jakie były efekty zmienionej kolby w ubiegłym roku. Zaryzykowałem dwa tygodnie przed pierwszym startem w Pucharze Świata i później przez pół sezonu miałem kłopoty na strzelnicy. Wtedy obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie popełnię takiego głupstwa.
[b]Podczas przygotowań spotkał pan Norwega Ole Einara Bjoerndalena. W jakiej jest formie?[/b] Był na lodowcu i biegał tak, że wszyscy oglądali jego plecy. Jest niesamowity, to wciąż największa gwiazda biatlonu. Myślę, że tylko jego rodak, 23-letni Emil Hegle Svendsen będzie mu w stanie zagrozić. No, może jeszcze Rosjanin Maksym Czudow, pod warunkiem że będzie perfekcyjnie strzelał.