Miłośnikom talentu mistrza z Wisły pozostaje czekać. Jak przed rokiem start był niezbyt okazały, forma Małysza jeszcze nie taka, jak być powinna. Także pozostali Polacy skakali przeciętnie, choć młody trener próbuje tchnąć w nich więcej energii i wiary. Dwa miejsca w pucharowej trzydziestce. i siódma pozycja drużyny, tylko przed Ukrainą i Japonią, to wciąż niewiele.
Trener Łukasz Kruczek ma ten sam problem co jego dwaj poprzednicy – nie wolno mu popsuć umiejętności wybitnego sportowca, jakim jest Małysz, i musi przełamać niemoc jego młodszych kolegów. Z najlepszym polskim skoczkiem jest jeszcze w miarę dobrze.
W konkursie indywidualnym nie walczył o zwycięstwo, lecz wciąż był na tyle mocny, żeby nie przynieść ujmy swemu nazwisku. Kamil Stoch (48. miejsce) i Marcin Bachleda (29.) nie dali rady zaznaczyć swej obecności wśród najlepszych skoczków świata.
Zawody, jak niemal zawsze w Kuusamo, psuła podbiegunowa pogoda. Przerwano pierwszą serię po ośmiu próbach i zaczęto od nowa, z wyższego rozbiegu. Pogoda zrujnowała próby wielu skoczków: Andersa Jacobsena, Andreasa Koflera, Toma Hilde czy Bjoerna Roara Romoerena, nie mówiąc o Stochu (91,5 m) i sporej grupie innych, którzy nie byli w stanie przeskoczyć granicy 100 m. Najbardziej jednak szkoda, że w pierwszej serii wiatr strącił z progu zwycięzcę kwalifikacji Mattiego Hautamaekiego (78 m i ostatnie miejsce).
Fin po latach kryzysu odzyskał moc. W konkursie drużynowym pokazał, na co go stać – skoczył aż 140 m i wyprowadził zespół na pierwsze miejsce, nawet przed Austriaków.