O żółtym numerze startowym jest od kilku dni najgłośniej, ale Tomasz Sikora ma też dwie inne kamizelki. Obie czerwone: lidera sprintu i biegu pościgowego. W tym sezonie stawał na podium tylko w tych konkurencjach. W Oestersund w obydwu, w Hochfilzen w biegu pościgowym, i w ostatni weekend w Oberhofie w sprincie.
Lider sam przyznaje, że najbardziej lubi właśnie sprint, bo są tylko dwa strzelania. Jeśli chodzi o bieg, nikt ostatnio nie był w stanie Sikorze zagrozić. Na strzelnicy zdarzały się nerwowe chwile.
Za Ruhpolding Polak nigdy nie przepadał, mimo że tutaj zdobył swój pierwszy ważny tytuł, wicemistrzostwo świata juniorów w 1993. Mówi, że nie odpowiadają mu tutejsze trasy. Za dużo prostych, za mało podbiegów.
Sikora czeka już na swoją ulubioną Anterselvę, tam biatloniści będą startować od najbliższej środy do niedzieli, a potem będą mieli wolne aż do mistrzostw świata.
W niedzielnym biegu pościgowym zawodnicy ruszą na trasę w takiej kolejności i z taką stratą, z jaką skończyli sprint. Trasa jest tylko o 2,5 km dłuższa od sprintu (w nim biegnie się na 10 km), ale ma aż cztery strzelania. W Ruhpolding do walki o punkty wraca Iwan Czerezow, który musiał się rozstać z PŚ na kilka dni po tym, jak w Oberhofie wykryto u niego zbyt duże zagęszczenie krwi. Powtórne badanie pokazało, że krew wróciła do normy. Rosjanin znów biega, wątpliwości pozostaną.