Do końca sezonu zostało tylko pięć dni, cztery starty, niespełna 30 km do przebiegnięcia i 400 pkt do zdobycia, ale jeśli chodzi o wielką Kryształową Kulę, przesądzone jest na razie tylko to, że zdobędzie ją biegaczka, która jeszcze nie miała jej w rękach. Najbliżej jest Petra Majdić, Justynę Kowalczyk dzieli od zwycięstwa 91 pkt, a Aino Kaisę Saarinen aż 202 pkt.
– Ani nie mogę, ani nie chcę niczego przewidywać. Wiem tylko jedno: Justyna będzie walczyć – mówi „Rz” trener Aleksander Wierietielny przed dzisiejszym sprintem wokół pałacu królewskiego na sztokholmskiej starówce. To pierwsza i najefektowniejsza konkurencja podzielonego na cztery etapy finału Pucharu Świata.
Finał wymyślono tak, by rozstrzygnięcia zapadły jak najpóźniej. Najlepiej – na ostatnich metrach niedzielnego biegu na dochodzenie w Falun. Najbliższe trzy starty w Szwecji: sprint w Sztokholmie, piątkowy prolog i sobotni bieg łączony w Falun, mają budować napięcie.
Stąd zmiana ich punktacji: nie 100, a 50 pkt za wygraną i tylko 4 pkt mniej za drugie miejsce (46, za trzecie miejsce – 43 itd.). Stąd też tzw. bonusowe sekundy, zbierane w tych trzech biegach i powiększające przewagę, z jaką biegaczki będą ruszać na start niedzielnego biegu (kolejność startu wyznaczą zsumowane wyniki środowego, piątkowego i sobotniego biegu). Pierwsza na mecie w niedzielę dostanie aż 200 pkt, druga już tylko 160, trzecia 120.
Rok temu, gdy taka formuła finału PŚ miała swoją premierę w Santa Caterina, Justyna Kowalczyk też zaczynała starty o 91 pkt od celu i dogoniła go w ostatnim biegu, przegrywając wyścig na dochodzenie tylko z Virpi Kuitunen. Ale wówczas Polka walczyła o trzecie miejsce w klasyfikacji końcowej PŚ, a nie o pierwsze, z Charlotte Kallą, a nie z Petrą Majdić. I w skład finałowych zawodów nie wchodził sprint, który jest najmocniejszą stroną Majdić.