Słoweński kolarz UAE Team Emirates był podczas tegorocznego wyścigu jedynym pierwszoplanowym aktorem, rywalom zostawił do grania wyłącznie epizody. Wygrał dwa najtrudniejsze górskie etapy oraz jazdę indywidualną na czas. Większą przewagę w XXI wieku mieli nad rywalami tylko Armstrong i Vincenzo Nibali.
– To było coś zupełnie innego niż w poprzednim sezonie. Tych dwóch zwycięstw nie da się porównać – mówi Pogacar.
Rok temu sprawił sensację, odbierając żółtą koszulkę lidera rodakowi Primożowi Rogliciowi podczas kończącej wyścig „czasówki". Został drugim najmłodszym zwycięzcą w dziejach Tour de France, po 19-letnim Henrim Cornecie (1904). Teraz dominował od początku wyścigu, a niektórzy ochrzcili go nawet „małym kanibalem".
Bolt na rowerze
23-latek jeszcze niedawno prosił dziennikarzy, żeby przesyłali wycinki artykułów jego rodzicom.
Teraz projektant przemysłowy Mirko oraz nauczycielka języka francuskiego Marjeta dopingowali syna podczas najtrudniejszych etapów. Pogacar mógł liczyć także na wsparcie dwóch sióstr i brata. To była okazja do rodzinnego spotkania, bo na co dzień nie mieszka już w rodzinnej Komendzie, tylko w Monako.