Marit Bjoergen znów odbierze dziś wieczorem złoto, Justyna znów będzie na dekoracji w Cavalese musiała nadrabiać miną. Nie była na siebie po biegu łączonym tak zła jak po szóstym miejscu w sprincie, bo tym razem nie popełniła żadnego błędu. Ale to może jeszcze gorsze: pobiec najlepiej jak się umiało, a jednak przegrać z czterema Norweżkami. I to w konkurencji, w której cztery lata temu zdobywała swoje pierwsze złoto mistrzostw świata, a dwa lata temu przegrała tylko z Marit Bjoergen. Teraz lepsze były jeszcze Therese Johaug, Heidi Weng i Kristin Stoermer Steira. – Jestem słabsza od nich, mocniejsza od reszty świata. Chciałam pobiec zdecydowanie lepiej, a okazało się, że nie byłam na to gotowa. Dziewczyny były po prostu szybsze ode mnie. Bez żadnych wątpliwości. Urządziły sobie mistrzostwa Norwegii z Polką na ogonie. Tempo było niesamowite. No nic. Mamy dalej mistrzostwa i dalej walczymy – mówiła za metą.
Zapewne odpuści wtorkowy bieg na 10 km (jutro w sprincie drużynowym nie startuje na pewno, Bjoergen też z niego zrezygnowała). Wprawdzie zapowiedziała tuż za metą, że w nim pobiegnie, ale ostateczną decyzję miała podjąć po rozmowie z trenerem. A Aleksander Wierietielny mówi, że ten start nie miałby sensu, lepiej teraz spokojnie potrenować na trasach turystycznych, odpocząć. Wystartować w czwartek na drugiej zmianie sztafety, jak mawia trener – dla przepalenia. A potem zostanie już tylko bieg na 30 km, kończący mistrzostwa.
Justyna Kowalczyk: Jestem mocniejsza od reszty świata
- Niepowodzenie w biegu łączonym nie osłabia mojej wiary w sukces na 30 km. Bo tam będzie tylko styl klasyczny. A tutaj były oba, i to robi wielką różnicę – mówiła Kowalczyk. Medal w biegu łączonym uciekł na ostatniej pętli stylem dowolnym, gdy Polka z obolałymi piszczelami – to jej stała przypadłość w wyścigach krokiem łyżwowym – walczyła o przetrwanie. A Bjoergen ruszyła po złoto. Próbowała kontratakować Johaug, ale nie miała szans.