Nazywają go Placem Mistrzów, ale dla niektórych jest też placem tortur. Co wieczór wzywają tutaj, na scenę w centrum Cavalese, szóstki najlepszych z danej konkurencji. Ci, którym medal uciekł, stojąc z boku sceny oklaskują zwycięzców.
Justyna Kowalczyk grała w tym filmie już dwa razy: norweskie flagi na maszcie i pod sceną, hymn z setek gardeł, na środku Marit Bjoergen. Zmienia się tylko tyle, że w sobotę Marit nie była już w białej kurtce ze zdjęciem Marit Bjoergen podnoszącej ręce w geście zwycięstwa, tylko w czerwonej jak reszta ekipy. I nie było na scenie dwóch Norweżek, jak po sprincie, tylko aż cztery. Zajęły całe podium. Justynie zostało piąte miejsce, najgorsze od lat w biegu łączonym o medale. Nie dała rady uciec rywalkom na części klasycznej, a po zmianie nart, jak opisywała, walczyła o przetrwanie. Ona jedyna utrzymała się za norweskim czteroosobowym pociągiem.
Tak dojechały do mety. Bjoergen - do historii, bo to już jej dziesiąty tytuł mistrzyni świata. Therese Johaug - po nagrodę pocieszenia, bo ona też jak Justyna próbowała ucieczek, ale Bjoergen nie dała się zaskoczyć. Heidi Weng – po swój pierwszy medal mistrzostw, i na pewno nie ostatni. Kristin Stoermer Steira, najbardziej lubiana Norweżka w biegach – po kolejne w karierze czwarte miejsce.
Bjoergen znów jest największą gwiazdą wielkiej imprezy, już trzeciej z rzędu po Vancouver 2010 i Oslo 2011. To dla niej premier Jens Stoltenberg leciał prosto z Brukseli i spotkania z Jose Manuelem Barroso do Włoch i wręczał Marit kwiaty podczas dekoracji medalistek na stadionie.
Justyna po przegranej w sprincie z trudem ukrywała złość. Po biegu łączonym czuła raczej bezradność. Zrozumiała, że to już nie są żarty, Norweżki przyjechały do Val di Fiemme w takiej formie, że trzeba będzie przejść kolejną granicę bólu, żeby im w najbliższą sobotę wyrwać medal na 30 km. Trzeba będzie też mieć rewelacyjnie przygotowane narty. W sobotę rywalki miały lepsze. I trzeba oszczędzać siły. Ominięcie wczorajszego drużynowego sprintu było zaplanowane wcześniej (pobiegły Agnieszka Szymańczak i Sylwia Jaśkowiec, zajęły 9. miejsce), ale jutro na 10 km łyżwą Justyna chciała wystartować, choć od początku było jasne, że w tej konkurencji ma najmniejsze szanse. Teraz się na start nie zanosi: trener uważa że to nie ma sensu, a ona zapowiedziała że się podporządkuje. Jeszcze rano przed biegiem łączonym miała inne zdanie.