Pachnie waflami

W Val di Fiemme wkoło Norwegia. Dzisiaj też nie da zapomnieć, z jaką potęgą się mierzymy. Justyna Kowalczyk na 10 km nie pobiegnie

Aktualizacja: 25.02.2013 23:16 Publikacja: 25.02.2013 23:15

Korespondencja z Val di Fiemme

Kościół jest w niepozornej beżowej kamienicy. Stoi tuż za płotem ogradzającym scenę, na której w Cavalese dekorują medalistów mistrzostw. Jest tu ołtarz, jest pastor, ale to nie nabożeństwa wyznaczają rytm dnia, tylko transmisje w telewizji NRK.

Gdy są biegi, skoki, dekoracje, trudno w tej norweskiej misji znaleźć wolne miejsce. Rozsiadają się tu przy stołach rodziny narciarzy, przychodzą byli biegacze i skoczkowie, kibice oczywiście też. Pachnie norweskimi waflami, a gdy są złote medale, na stół wjeżdżają torty. Bo Norwegowie przywieźli do Val di Fiemme nie tylko kościół, ale i piekarnię. A Norgesbakeriet wszystko, co potrzebne, zabrała z kraju, włoska mąka się ponoć nie nadaje, chleb nie wychodzi, jak trzeba.

Flaga ze śniegu

Piekarze jeżdżą za narciarzami od ponad 30 lat – na mistrzostwa, igrzyska, maratony, więc wiedzą, co mówią.  Wolontariusze z kościoła marynarzy mogą być spokojni, żaden Norweg w Val di Fiemme nie poczuje się obco. Trudno tu zrobić krok, żeby się nie natknąć na flagi z niebiesko-białym krzyżem albo błękitne flagi norweskiego związku narciarskiego. Na trybunach, wywieszone z okien i balkonów, wszędzie tam, gdzie zatrzymali się kibice, a ma być ich tutaj podczas całych mistrzostw 10 tysięcy.

Przyjechali z fanklubów Marit Bjoergen, Pettera Northuga, Therese Johaug, na zaproszenie sponsorów federacji, na wycieczki z pracy, żeby integrować się z kolegami. Dopingują i sami biegają.

Mają hotele tylko dla siebie, mogą się bawić, jeść i pić w Norsk Hus, wielkim namiocie ustawionym przy hotelu La Stua. Albo w hotelu Excelsior, w samym centrum Cavalese, gdzie przy wejściu stoi norweska flaga wyrzeźbiona w śniegu. Takie Norsk Husy są jeszcze w Ziano i Predazzo, żeby każdy mógł znaleźć miejsce dla siebie.

Pokaz siły

Chwilami się wydaje, że Włosi na te mistrzostwa przygotowali tylko sceny, a resztę przywieźli Norwegowie. Żeby każdy, kto tu jest, wiedział: tak się bawi zimowa potęga, liderzy klasyfikacji medalowej, bogacze, których związek narciarski na same biegi i skoki wydaje niemal 50 mln zł rocznie.

A kibice i narciarze, przyjeżdżający co roku do Val di Fiemme na Marcialongę, jeden z najsłynniejszych maratonów narciarskich na świecie – startuje w nim zwykle ok. 1,5 tys. Norwegów – zostawiają w hotelach i lokalach ok. 30 mln zł. Cały budżet Polskiego Związku Narciarskiego nie sięga 20 mln.

Nawet dwa lata temu podczas mistrzostw świata w Oslo nie odczuwało się tej potęgi tak mocno. Nie odczuwali jej zwłaszcza Polacy, bo Justyna Kowalczyk, mimo że nie zdobyła w 2011 r. złota, to jako jedyna dotrzymywała kroku norweskim rywalkom. A teraz Norwegowie robią pokaz siły właśnie w tych konkurencjach, na których nam najbardziej zależało: w kobiecych biegach, w skokach.

W nich zdobyli trzy złote medale, a dziś zapewne zgarną kolejny: o 12.45 (TVP 2, Eurosport) jest bieg na 10 km stylem łyżwowym, z którego wycofała się Justyna, Marit będzie faworytką i może się powtórzyć norweski komplet na podium, jak w biegu łączonym.

Razem Norwegowie mają już dziesięć medali, czyli tyle, ile pięć następnych ekip w klasyfikacji medalowej razem wziętych. Ale dostali też kilka razy po nosie: od Dario Cologny, który zabrał złoto w biegu łączonym, od rosyjskich sprinterów, którzy wzięli dwa złota, od Amerykanek Kikkan Randall i Jessiki Diggins, które wygrały drużynowy sprint.

Trudne pytania

W każdym z tych obcych sukcesów Norwegowie, jak to misjonarze, znajdą jakiś swój udział. Colognę do medali prowadzą norwescy trenerzy Fredrik Aukland oraz Guri Hetland, która jest jednocześnie menedżerką Marit Bjoergen. Amerykankom Norwegowie pomagają w szkoleniu młodzieży, w Rosji byli swego czasu kuratorami w sprawach dopingowych, gdy tamtejsza federacja znalazła się po kilku wpadkach na cenzurowanym. Pomagają też Niemkom, zaprosili na treningi ze swoimi biegaczkami Szwedkę Charlotte Kallę. Po to, żeby trochę rywalki podciągnąć i skończyć z monotonią: Justyna kontra Norweżki.

Oczywiście, Justyny ta pomoc nie dotyczy, ona musi sobie radzić sama. To nie są dla niej łatwe dni. Słyszy po biegach od norweskich dziennikarzy pytania, jak to jest, że trenuje tyle godzin co Norweżki, a jednak przegrywa (bo Kalla, jak jej wyliczyli Norwegowie, trenuje 100 godzin rocznie mniej, więc ich nie dziwi, że przegrywa), o to, czy Norweżki wezmą wszystko, czy nie. I nie wie, co odpowiedzieć.

Tak jak my, gdy nas Norwegowie pytają, czy Justyna nie chciałaby częściej odpuszczać Pucharów Świata i odpoczywać jak Marit. A gdy odpowiadamy, że nie chce odpuszczać, bo i tak musi być ciągle w drodze, dopytują, czy nie wolałaby się przeprowadzić na stałe na przykład do Niemiec czy gdziekolwiek, gdzie mogłaby mieć trasy blisko domu i normalne życie jak jej norweskie rywalki. One mają trasy niemal za progiem, jak Marit Bjoergen w Oslo. A Justyna ma Jakuszyce o pięć godzin jazdy samochodem od domu.

Dziś Marit ruszy ze stadionu w Lago di Tesero po kolejne złoto, a Justyna zapewne znów, jak w ostatnich dniach, w przeciwną stronę: na spokojny trening na trasie Marcialongi. Trudno jej to przyszło, ale pogodziła się z decyzją trenera, by oszczędzać siły na sobotni wyścig na 30 km. Trenuje, czeka na czwartkowy bieg sztafet, robi to, czego jej brakuje na co dzień: odpuszcza sobie. I to nawet bez wyprowadzania się do Niemiec.

Korespondencja z Val di Fiemme

Kościół jest w niepozornej beżowej kamienicy. Stoi tuż za płotem ogradzającym scenę, na której w Cavalese dekorują medalistów mistrzostw. Jest tu ołtarz, jest pastor, ale to nie nabożeństwa wyznaczają rytm dnia, tylko transmisje w telewizji NRK.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Kolarstwo
Michał Kwiatkowski wciąż jeszcze wygrywa
Inne sporty
Super Bowl. Wysokie loty Orłów
doping
Zielony ład w kolarstwie. Tlenek węgla oficjalnie zakazany
Inne sporty
Finał Super Bowl. Zwycięzca bierze wszystko
Inne sporty
Za bardzo lewicowy. Martin Fourcade wycofuje swoją kandydaturę
Materiał Promocyjny
Raportowanie zrównoważonego rozwoju - CSRD/ESRS w praktyce