Mocni gospodarze, ulgowy start Gregora Schlierenzauera, święto kibiców pod skocznią – zakończenie Pucharu Świata na Velikance wypadło wedle przewidywań.
Słoweńcy wygrali w finale niemal wszystko. Mają pokolenie młodych skoczków, którzy nie boją się żadnej skoczni i żadnych rywali, a u siebie w Planicy dostali skrzydeł. Zwycięstwo Tepesa (pierwsze w karierze) i trzecie miejsce Petera Prevca to potwierdziło. Miran Tepes, niegdyś także dobry skoczek, obecnie asystent dyrektora Waltera Hofera, dał synowi zielone światło i wreszcie został dumnym ojcem zwycięzcy konkursu pucharowego.
Piotr Żyła znów był najlepszy z Polaków, forma nie mija, choć pierwszy skok był za krótki, by sportowiec z Wisły mógł znów stanąć na podium. Druga próba (216 m) dała Żyle awans z 14. na piąte miejsce i zasłużone miano polskiego bohatera ostatniej akcji. Kamil Stoch zaczął lepiej (czwarte miejsce po I serii), skończył na ósmej pozycji, ale nikt do niego pretensji mieć nie będzie, choć niektórym się marzyło, by mistrz świata odrobił w Planicy 63 punkty straty do Andersa Bardala i był drugi w klasyfikacji końcowej PŚ.
Schlierenzauer do Planicy przyjechał chyba bardziej po to, by wśród braw odebrać dwie Kryształowe Kule: za klasyfikację generalną i w lotach. Austriackie znużenie zimą przełożyło się także na drużynę – w ostatniej chwili, po niezłym starcie Rune Velty i kolegów, Norwegowie wygrali klasyfikację drużynową, 6 punktów przed etatowymi zwycięzcami. Ten sukces warto zauważyć także dlatego, że filar Norwegii, kontuzjowany w piątek Anders Jacobsen, przyszedł pod skocznię o kulach i mógł kolegom pomóc tylko okrzykami. Polacy zajęli dobre czwarte miejsce. Trener Łukasz Kruczek niczego nie musi się wstydzić, choć po jesiennym falstarcie niewielu w niego wierzyło. Zima ze skokami się skończyła, przerwa potrwa mniej więcej do połowy lata. Pierwsze zawody Grand Prix na igelicie zaplanowano na 2 sierpnia w Wiśle.
Konkurs drużynowy: