Korespondencja z Innsbrucku
W Innsbrucku na razie wieje. Cała karawana turniejowa przyjechała do pięknej doliny rzeki Inn, by zobaczyć bezśnieżne zbocza gór i poczuć zimny wiatr. Prognozy są różne, starzy górale tyrolscy twierdzą jednak, że do soboty się wywieje i na Bergisel nie będzie nerwowego czekania i przekładania konkursów do Bischofshofen, jak drzewiej bywało.
Skoczkowie mieli dzień treningowy. Polacy pojechali po południu do olimpijskiej hali Tivoli, zagrali kilka setów w siatkówkę (zawodnicy kontra trenerzy, wygrali starsi), w tej specjalności liderem kadry jest Maciej Kot, choć wszystkich trzeba chwalić za pracę nóg. Piłka nie pada na parkiet – jak mawia trener reprezentacji siatkarzy Stephane Antiga.
Po siatkówce trener Łukasz Kruczek zarządził trochę ćwiczeń indywidualnych i pomiarów siły odbicia na płycie dynamometrycznej. Dawid Kubacki też dojechał, ćwiczył najlżej, bo trochę się ostatnio zmęczył podróżami po Europie.
Alchemia trenera Kruczka pozornie wygląda skromnie – jeden laptop, metalowy kwadrat na krótkich nóżkach i plastikowy drążek długości trochę ponad metr. Trener jednak pomierzył, posprawdzał parametry odbicia, wyglądało na to, że jest zadowolony. – Dzień dla chłopaków był lekki, typowy trening motoryczny, nic specjalnego – mówił.