Korespondencja z Soczi
Trwa próba sił i nerwów, bo do konkursu na mniejszej skoczni już tylko niecała doba, wygląda na to, że polska czwórka wytrzymuje ją dobrze. Wszyscy zakwalifikowali się bez problemów, można było się cieszyć z piątego miejsca Macieja Kota, 13. Dawida Kubackiego i 22. Jana Ziobry. Kamil Stoch, który kwalifikować się nie musiał, jednak skoczył w sobotę dwa razy, za drugim poleciał równo 100 m, a to granica, którą tu się szanuje.
– Skok wydawał mi się bardzo dobry, choć przez wiatr musiałem trochę go skrócić. Jak my mówimy, nie poszedłem za samym odbiciem i przez to straciłem w końcówce szybkość. Nie dało się inaczej. Ta skocznia nie jest najłatwiejsza, dlatego każdy skok jest cenny, bo daje nowe doświadczenia, a także utrwala odczucia, które już mamy. Mogę stwierdzić, że to już taka bliższa koleżanka z pracy, albo z wojska – powiedział. Skłonność do żartów, to nie jest zły objaw na parę chwil przed najważniejszymi chwilami w życiu sportowca.
Godziny przed startem Kamil Stoch wypełni tak, żeby przyjść na skocznię wypoczęty, osobiste kibicowanie kolegom i koleżankom z reprezentacji też ma w planie. Skoków rywali starym zwyczajem nie oglądał, więc pytanie o tych, którzy błysnęli w kwalifikacjach (Hayboeck skoczył najdalej także na treningu, całe 104 m) mijało się z celem.
Spokoju lidera PŚ nie zakłócają kontrolerzy dopingu (zbadali Polaka tylko raz, zaraz gdy przyleciał do Soczi), nie ma kłopotów z różnicą czasu. Gregor Schlierenzauer ma, nawet zasłabł dwa dni temu podczas konferencji prasowej, potem tłumaczył, że to przez niewyspanie, a konkretnie przez kontrole dopingowe, które przychodzą w nocy i wybijają go ze snu.