O udziale Kamila Stocha w konkursie w Norwegii miał zadecydować środowy trening w Zakopanem. Mistrz odbył rano ćwiczenia w siłowni, po nich pełen nadziei pojechał na Wielką Krokiew oddać pierwszy skok po kontuzji. Podczas rozgrzewki znów poczuł ból w stopie, kostka spuchła, z wyjazdu na rozbieg Krokwi trzeba było zrezygnować.
Świadkiem tych wydarzeń był prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. – Mam stały kontakt z trenerem i skoczkami, w środę też byliśmy z nimi od rana. Kamil bardzo się przejął powtórnym urazem. Po konsultacji z fizjoterapeutą Łukaszem Gębalą podjął decyzję o wyjeździe do szpitala w Nowym Targu, gdzie ordynatorem oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej jest lekarz kadry, dr Aleksander Winiarski. Stoch pojechał sam, ma w samochodzie automatyczną skrzynię biegów, więc lewej nogi nie obciążył. Dojechał i od razu został na oddziale, gdyż dr Winiarski zdecydował, że trzeba jak najszybciej wykonać operację – powiedział „Rz" prezes Tajner.
Zabieg polegać będzie na usunięciu chrzęstno-kostnej narośli, która przeszkadza w działaniu stawu skokowego i była pierwotną przyczyną pierwszego urazu skoczka w Klingenthal.
Dr Winiarski wstępnie ocenia, że Stoch nie będzie trenował po zabiegu dwa–trzy tygodnie. Oznacza to, że opuści na pewno konkursy w Lillehammer (6–7 grudnia), Niżnym Tagile (13–14 grudnia) i Engelbergu (20–21 grudnia). Start w Turnieju Czterech Skoczni (początek 28 grudnia w Oberstdorfie) też jest zagrożony.
– Kontuzja jest nietypowa. W mojej karierze trenerskiej nie widziałem takiego przypadku. Na razie nie potrafimy powiedzieć, jak długo będzie przebiegać rehabilitacja, kiedy Kamil wznowi starty. Trzeba było się jednak zdecydować na tę operację. To początek sezonu i przynajmniej będziemy mieli pewność, że dolegliwości się nie powtórzą – dodaje Tajner.