Korespondencja z Barcelony
Przed zawodami pod Barceloną praktycznie każdy zespół tradycyjnie zapowiada poprawki w swoich samochodach. Projektanci mieli już wystarczająco dużo czasu, by na podstawie zimowych testów i pierwszych wyścigów wyłapać słabości swoich konstrukcji, porównać je z konkurencyjnymi samochodami i spróbować nadrobić straty, przygotowując nowe części. Wiadomo jednak, że skoro wszyscy pracują nad poprawą tempa, to w ostatecznym rozrachunku układ sił w stawce wcale nie musi się zmienić.
Na to liczył oczywiście zespół Mercedes, broniący mistrzowskich tytułów w obu klasyfikacjach - kierowców i konstruktorów. Wygląda na to, że inżynierowie tej ekipy dobrze odrobili pracę domową, bo Lewis Hamilton i Nico Rosberg podzielili się najlepszymi rezultatami w dwóch piątkowych treningach.
Optymizm w szeregach innych ekip został zduszony, bo co prawda sesje treningowe rządzą się swoimi prawami i często obraz zmienia się wraz z upływem wyścigowego weekendu, ale nikt poza Ferrari nie zdołał zbliżyć się na mniej niż sekundę do urzędujących mistrzów świata. Włoska ekipa pokładała ogromne nadzieje w szykowanych na Hiszpanię poprawkach. Samochody Sebastiana Vettela i Kimiego Raikkonena mają co prawda sporo widocznych gołym okiem zmian, jak węższe, stawiające mniejszy opór sekcje boczne i bardziej rozbudowane elementy aerodynamiczne, ale na razie nie przekłada się to na wyraźnie lepsze czasy okrążeń.
Vettel, który w tym sezonie jako jedyny przełamał dominację Lewisa Hamiltona i wygrał Grand Prix Malezji, liczył na poprawę tempa swojego samochodu. – Miejmy nadzieję, że dogonimy chłopaków z przodu, czyli Mercedesa. Jeśli okaże się, że tutaj wykonamy krok naprzód, to będzie to dobry znak przed kolejnymi wyścigami – mówił niemiecki kierowca.