Max Verstappen: To był niesamowity rok i trudno będzie to przebić

Ten sezon był pokazem dominacji Red Bulla i Maksa Verstappena, który bez problemów i oporu ze strony rywali zdobył trzeci z rzędu tytuł, bijąc kilka rekordów.

Publikacja: 27.11.2023 03:00

Max Verstappen i jego mistrzowska ekipa

Max Verstappen i jego mistrzowska ekipa

Foto: Jared C. Tilton / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / Getty Images

Na szczęście za plecami 26-letniego Holendra całkiem sporo się działo i kibice mogli emocjonować się różnymi wątkami – walką Ferrari z Mercedesem, odrodzeniem McLarena czy załamaniem formy Astona Martina, który na początku zmagań marzył o walce z Red Bullem.

Marzenia wiosną miał także Sergio Pérez, zespołowy kolega Verstappena, który wygrał dwie z pierwszych czterech rund i zapowiadał, że włączy się do walki o tytuł. Drugie z tych zwycięstw – w stolicy Azerbejdżanu – okazało się jednak brzemienne w skutkach. Lider Red Bulla zdradził po kilku miesiącach, że właśnie wtedy, jadąc na drugiej pozycji, eksperymentował z różnymi rzeczami za kierownicą i odkrył coś, co przydało mu się w kolejnych startach. Cokolwiek by to było – zarządzanie oponami, dobór ustawień w ramach dostępnych z kokpitu narzędzi – przyniosło piorunujące efekty, bo Verstappen wygrał kolejne dziesięć wyścigów z rzędu, bijąc jeden z rekordów F1.

Czytaj więcej

Formuła 1 w Las Vegas. Amerykański sen królowej motorsportu

Lista tych osiągnięć wygląda zresztą imponująco: najwięcej zwycięstw w sezonie, najwięcej punktów na koncie, największa przewaga nad drugim kierowcą w klasyfikacji, ponad tysiąc okrążeń na prowadzeniu, procentowo najwięcej triumfów w sezonie – kombinację hymnów Holandii i Austrii odgrywano w 2023 roku aż 19 na 22 możliwe razy.

Red Bullowi nie przeszkadzały nawet przepisy ograniczające możliwości rozwojowe najlepszym zespołom. Od sezonu 2021 obowiązuje proporcjonalna skala ograniczeń – im wyższe miejsce w klasyfikacji konstruktorów, tym mniej czasu ma ekipa na pracę w tunelu aerodynamicznym i przy komputerowych symulacjach. Dodatkowo Red Bull przez prawie cały rok, do października, miał jeszcze bardziej zaostrzony limit – to była kara za przekroczenie dozwolonego budżetu w zeszłym sezonie. Jednak koncepcja ich samochodu była na tyle dobra, że nawet mimo niewielu wprowadzanych w trakcie sezonu poprawek nikt nie był w stanie im dorównać. Genialny projektant Adrian Newey może dopisać sobie kolejne pozycje do długiej listy sukcesów, odnoszonych przez lata nie tylko z Red Bullem, ale także z Williamsem czy McLarenem.

Niesamowity rok Red Bulla

Niewątpliwie sprzęt czy praca zespołowa odgrywają kluczową rolę w F1, ale bez Verstappena w kokpicie kolejnego arcydzieła Neweya i jego ludzi nie byłoby tylu rekordów, a rywalizacja w stawce wyglądałaby zupełnie inaczej. Pérez może i wygrał dwa wyścigi, ale skutecznością do pięt nie dorastał zespołowemu koledze. Kiedy mistrz świata nabierał tempa i dorzucał kolejne zwycięstwa, Meksykanin zaczynał się gubić. Popełniał błędy, zwłaszcza w kwalifikacjach, a odrabianie strat po startach z dalszych pozycji nieszczególnie mu wychodziło – podczas gdy Verstappen był w stanie zwyciężać z dziewiątego pola (Miami) czy szóstego (Belgia, Austin).

Czytaj więcej

Grand Prix USA: Nocna zmiana na podium. Dlaczego Hamilton został zdyskwalifikowany

Gdy Red Bull miał już przypieczętowane obydwa mistrzowskie tytuły – wśród kierowców oraz konstruktorów – Pérez nie był jeszcze pewny drugiej lokaty. Uratował go fakt, że żaden z konkurencyjnych zespołów nie prezentował odpowiedniej regularności i skuteczności. Za plecami Red Bulla układ sił zmieniał się czasami z wyścigu na wyścig, zatem na przestrzeni całego sezonu nikt nie był w stanie przedzielić duetu mistrzowskiej ekipy. To także pierwsze tego rodzaju osiągnięcie zespołu z Milton Keynes – wszak za czasów ich poprzedniej dominacji i czterech tytułów Sebastiana Vettela w latach 2010–2013 drugi kierowca ekipy, Mark Webber, bywał co najwyżej trzeci.

– To był niesamowity rok i trudno będzie to przebić – skwitował Verstappen osiągnięcia swoje i zespołu po ostatniej, oczywiście wygranej przez niego rundzie w Abu Zabi. Niewykluczone jednak, że Red Bull utrzyma swoją przewagę tempa, zwłaszcza wyścigowego. Przez drugą połowę sezonu nieszczególnie rozwijali swój samochód, także z powodu wspomnianych ograniczeń, skupiając się na przygotowaniu przyszłorocznej konstrukcji.

Sezon 2024 nie przynosi znaczących zmian w regulaminach technicznych, co z jednej strony sprzyja zacieśnianiu stawki, ale z drugiej stawia w lepszej sytuacji te ekipy – czy raczej ekipę – które przygotowały najlepsze, najbardziej wszechstronne maszyny, na których można oprzeć przyszłoroczne wersje.

Premie motywowały

Nie ulega wątpliwości, że to właśnie Red Bull i ludzie Neweya najlepiej odnaleźli się w obowiązujących od sezonu 2022 przepisach, kładących decydujący nacisk na aerodynamicznej skuteczności podłogi. Pomysły innych zespołów – różniące się także wizualnie – okazały się mniej wydajne, mniej perspektywiczne. W Ferrari, Mercedesie czy Astonie Martinie trzeba było diametralne zmienić filozofię konstrukcyjną, tracąc cenny czas na zrozumienie i rozwój swoich konstrukcji. O znaczeniu odpowiedniej koncepcji technicznej najlepiej przekonuje przykład McLarena – ten zasłużony zespół rozpoczął sezon w ogonie stawki, ale już wtedy pracowano nad nowymi pomysłami, wdrożonymi w trakcie zmagań.

Czytaj więcej

Dlaczego Max Verstappen trzeci raz z rzędu został mistrzem świata Formuły 1

Efekty? W drugiej części sezonu pomarańczowe samochody zdobywały solidne punkty we wszystkich wyścigach, a Lando Norris i debiutant Oscar Piastri stawali na podium – debiutant z Australii zwyciężył nawet w jednym z sobotnich sprintów. Rozwój samochodu umożliwił McLarenowi przebicie się na czwartą lokatę wśród konstruktorów, kosztem Astona Martina. Tam świetnie sezon rozpoczął Fernando Alonso, kończąc wiele wyścigów w pierwszej trójce, ale później tempo zielonych samochodów wyraźnie spadło, a drugi kierowca – Lance Stroll, syn właściciela zespołu – nie jeździł na poziomie dawnego mistrza.

Ozdobą końcówki sezonu była walka o drugą lokatę w klasyfikacji konstruktorów. Pomiędzy Red Bullem a McLarenem i Astonem Martinem swoją batalię toczyły zespoły Mercedes i Ferrari. To Scuderia zapisała na swoje konto wygrany wyścig – Carlos Sainz na ulicach Singapuru wykorzystał słaby weekend Red Bulla, zmagającego się z niewłaściwymi ustawieniami na wyboistym torze – lecz w ostatecznym rozrachunku górą byli rywale. Mercedes po raz pierwszy od sezonu 2011 nie wygrał ani jednego wyścigu, ale Lewis Hamilton zakończył sezon na trzeciej pozycji, a od zmiany koncepcji aerodynamicznej po Grand Prix Monako czarne samochody z gwiazdami nabrały tempa. Z kolei Ferrari przyspieszyło w końcówce, zwłaszcza w kwalifikacjach – Charles Leclerc trzykrotnie zdobywał pole position – lecz ostatecznie Scuderii zabrakło zaledwie trzech punktów.

Równie zacięta walka toczyła się w drugiej połowie stawki, gdzie milionowe różnice w premiach za sąsiadujące ze sobą pozycje dodatkowo motywowały do rywalizacji takie ekipy, jak Williams, AlphaTauri, Alfa Romeo czy Haas. Tu również, jak w przypadku Mercedesa i Ferrari, walka trwała do ostatniego okrążenia w Abu Zabi. Mimo że karty rozdawał Max Verstappen, w obsługiwanej przez fachowców z Red Bulla maszynie stworzonej przez Adriana Neweya i jego ludzi, to sezon 2023 upłynął pod znakiem interesującej walki na torze oraz wzlotów i upadków poszczególnych ekip. Zabrakło jedynie pasjonującego boju o mistrzowskie tytuły – ale pretensje należy kierować pod adresem rywali Red Bulla.

Formuła 1
Deska kreślarska i notatnik pod pachą. Adrian Newey odchodzi z Red Bulla
Formuła 1
Wilk z Wall Street w owczej skórze. Kim jest Toto Wolff?
Formuła 1
Wojna domowa u mistrzów świata. Wyścigowa potęga Red Bulla trzęsie się w posadach
Formuła 1
Formuła 1. Startuje Grand Prix Bahrajnu, faworyt jest tylko jeden
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Formuła 1
Formuła 1. Moda na karbon