Inwestowanie w kierowcę wymaga nie tylko głębokiej kieszeni, lecz także wyczucia oraz odwagi. Nakłady są ogromne, a przyszłość nie zawsze pewna – w wyścigowym świecie na każdym szczeblu wtajemniczenia toczy się zażarta walka o przejście na te kolejne, a im bliżej wymarzonego szczytu, tym koszty wyższe, a o awans trudniej.
Miejsc w najważniejszej serii na poziomie F3 jest 30, w F2 zaś – już tylko 22. Formuła 1 to 20 kierowców, a rotacja wśród nich bywa znikoma, skoro na sezon 2024 nie szykuje się żaden wakat. Niewykluczone, że skład kierowców na starcie marcowego Grand Prix Bahrajnu będzie taki sam jak podczas ostatniej z tegorocznych rund, którą pod koniec listopada ugości Abu Zabi.
Wyszukiwanie pereł w szerokim gronie zawodników nie jest prostym zadaniem, ale ostatecznie najważniejsze pozostają stoper i wyniki. Mistrzowskie tytuły w tak mocno obsadzonych seriach jak włoska F4 nie trafiają w ręce przypadkowych rzemieślników. Sztuka ścierał się z ponad 30 rówieśnikami, wśród których nie brakowało synów byłych kierowców czy zawodników wspieranych przez stajnie znane z F1.
Rywali pogodził przybysz z Polski
Sezon w pierwszej szóstce mistrzostw zakończyło pięciu juniorów czołowych ekip wyścigowych świata: po dwóch z Ferrari i McLarena, jeden z Red Bulla. Taka współpraca to dla nich nie tylko mniejszy ból głowy w sprawie budżetu oraz niemal gwarancja fotela w najlepszych ekipach, lecz także bogate zaplecze treningowe, program szkoleń, a dla najlepszych – prosta droga do F1.
Tych rywali pogodził przybysz z Polski, niezrzeszony w żadnym juniorskim programie. Po takim sukcesie wejście na kolejny etap powinno być formalnością, bo zainteresowanie jest.
– Zostały nam może dwa tygodnie na to, żeby ostatecznie potwierdzić chęć startów – mówi Łukasz Sztuka. Nie dodaje, chociaż to oczywiste, że chęci nie wystarczą. Budżet nie został jeszcze dopięty, ale premią dla odważnego inwestora mogą być kolejne sukcesy na międzynarodowej scenie. Młodzieniec z Cieszyna już przecież udowodnił, że warto postawić na Sztukę.