Bokserscy kibice doczekali się wielkiego rewanżu pomiędzy Deontayem Wilderem a Tysonem Furym. W 2018 roku, kiedy stanęli naprzeciw siebie, sędziowie orzekli remis.
Bokserzy zaczęli spokojnie, minimalną presję wywierał "Król Cyganów". To on starał się dyktować warunki. Kilka znaczących ciosów doszło do głowy i korpusu obecnego mistrza świata. Fury boksował odważnie, "Bomber" natomiast starał się kontrować, ale bezskutecznie. Brytyjczyk znacznie się podbudował pierwszą rundą, poczuł, że może rozpracować rywala.
Na początku drugiej odsłony Amerykanin polował na uderzenie prawą ręką, to jego najlepsza broń. Obaj przyjęli po kilka uderzeń. "Gypsy King" zdołał zaskoczyć prawym prostym, tak samo odpowiedział Amerykanin. Bokserzy spięli się pod koniec starcia i sędzia musiał poświęcić kilka sekund, aby ich rozdzielić i odesłać do narożników.
W trzeciej rundzie Wilder wydawał się zaskoczony aktywnością pogromcy Władimira Kliczki. Chwilę przed końcowym gongiem Tyson Fury, powalił "Bronze Bombera" na deski! "King" wyprowadził morderczy prosty. Amerykanin zmierzał do narożnika na miękkich nogach.
W kolejnej odsłonie Wilder ponownie upadł, ale tym razem nie po ciosie, sędzia zaliczył to jako potknięcie. W oczach Amerykanina widać było strach. Obawiał się każdego ruchu rywala. W piątej rundzie "Król Cyganów" rozpoczął kolejne natarcie, "Bronze Bomber" starał się klinczować, arbiter miał dużo pracy, musiał co jakiś czas rozdzielać pięściarzy. Wilder padł na matę po raz kolejny, tym razem po ciosie na korpus. Chwilę później Wilderowi ugięły się nogi i gdyby nie liny, ponowie by upadł. Fury był tak agresywny i zdeterminowany, że popełnił faul i został mu za to odjęty punkt.