33-letni Łomaczenko, dwukrotny złoty medalista igrzysk, mistrz świata i Europy w boksie olimpijskim, wsławił się tym, że wygrał 396 walk, przegrywając tylko jedną w swym pierwszym finale MŚ w Chicago (2007). Był też pierwszym, który w zaledwie drugiej zawodowej walce bił się o mistrzowski pas, a w trzeciej go zdobył.
Tytuły w wagach piórkowej, superpiórkowej i lekkiej sprawiły, że był uznawany za najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie. Tyle że to już historia. Ubiegłoroczna nieznaczna porażka z młodszym o dziesięć lat Teofimo Lopezem, który odebrał mu wszystkie pasy, usunęła Łomaczenkę w cień i teraz próbuje on z niego wyjść.
Jeden krok już zrobił: w czerwcu zniszczył Japończyka Masayoshiego Nakataniego, a w sobotę w nowojorskiej Madison Square Garden spróbuje zatrzymać byłego mistrza świata organizacji IBF, 34-letniego Richarda Commeya, króla nokautu z Ghany.
Czytaj więcej
Amerykanin Teofimo Lopez nie jest już królem wagi lekkiej. W Nowym Jorku przegrał z Australijczykiem George'em Kambososem Jr i stracił mistrzowskie pasy WBA, IBF i WBO.
Dziś Teofimo Lopez przeżywa to, co nie tak dawno Łomaczenko – gorycz porażki. Przegrał dwa tygodnie temu z Australijczykiem George'em Kambososem, stracił pasy i musi w tej sytuacji grzecznie czekać na propozycje. Inny mistrz wagi lekkiej, Amerykanin Devin Haney, obronił wprawdzie w minioną sobotę tytuł WBC, wygrywając ze swoim rodakiem Josephem Diazem, ale nie zachwycił, podobnie jak Gervonta Davis, też mający mocarstwowe ambicje w tej kategorii.