Przygotowanie motoryczne...
Angie.
Odporność psychiczna...
Karolina!
Która z rywalek zawsze, niezależnie od okoliczności, zachowywała sportową postawę i grała fair?
Z Halep zawsze mi się dobrze grało. Nigdy nie było na korcie żadnych negatywnych emocji. Jeżeli któraś z nas się złościła, to tylko na samą siebie.
Od czasu do czasu musiałaś się chyba zastanawiać, co poszło nie tak. Urodzie twojego tenisa nie można niczego zarzucić, za to ze skutecznością bywało różnie.
Jak u każdego. Tenis poszedł w kierunku, do którego ja nie miałam warunków fizycznych. Próbowałam, ale czułam, że mogę więcej stracić niż zyskać. Kiedyś tenis był innym sportem niż dziś – liczyła się finezja, technika... Teraz często w ogóle nie widać piłki, bo takie jest tempo i siła gry. Doszłam do ściany, której nie mogłam przebić.
Co zrobiłabyś inaczej, gdyby można było cofnąć czas o pięć, sześć lat?
Jeśli już, to cofnęłabym się jeszcze bardziej. Chyba nie do końca potrafiłam radzić sobie z coraz większym stresem. Lepiej planowałabym starty, dawałabym sobie więcej czasu na odpoczynek. Gdybym to wtedy wiedziała, być może mogłabym pograć jeszcze dwa, trzy sezony. Tych straconych lat już nie dało się nadrobić, a granie na pół gwizdka do niczego nie jest mi potrzebne. Jestem realistką, wiem jak się czuję i nie chcę się rozdrabniać. Szkoda zdrowia mojego i wszystkich dookoła mnie.
W bilansie twojej kariery brakuje tytułu mistrzyni Wielkiego Szlema i numeru 1 w światowym tenisie. Czego bardziej?
Zawsze były to dla mnie osiągnięcia z tej samej półki, obu byłam bardzo blisko i w obu przeszkodziła mi ta sama osoba. Jeśli jednak miałabym wybierać, to chyba wolałabym „jedynkę", chociaż nie potrafię powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że ostatnio tak wiele różnych dziewczyn wygrywa Szlemy, że trudno je wszystkie wymienić z pamięci, natomiast liderki rankingu już tak.
Jak widzisz polski tenis kobiecy w najbliższych dwóch, trzech latach?
Jakieś nazwiska są, potencjał jest, ale droga przed tymi dziewczynami jeszcze długa. I ogrom pracy. Powinny też pamiętać, że łatwiej się wspinać niż utrzymać zdobytą pozycję. Najtrudniej jest wytrzymać pod presją i obronić punkty. Trzeba grać w coraz większych turniejach, a to już zupełnie inna bajka. Ja miałam o tyle łatwiej, że nie byłam świadoma wielu rzeczy. Przecież to wszystko było czymś nowym nie tylko dla mnie. Skakałam na głęboką wodę, nie wiedząc, jak bardzo jest głęboka. Dziś dziewczyny już wiedzą, czego mogą się spodziewać i z jaką presją będą musiały sobie radzić.
Karierę zakończyłaś w czasie, kiedy twoje kontrakty sponsorskie były jeszcze ważne. Jak twoją decyzję przyjęto w firmach, z którymi współpracowałaś?
Dla nikogo nie było to wielkim zaskoczeniem. Zresztą wszystkie umowy przewidywały taką ewentualność, więc nikt nie robił mi żadnych problemów.
Kilka tygodni temu w Krakowie otworzyłaś apartamenty na wynajem...
Apartamenty to pomysł i praca mojej mamy, za co jeszcze raz dziękuję. Moim marzeniem jest otwarcie sieci podobnych apartamentów w największych miastach w Polsce. Jeszcze za wcześnie mówić o szczegółach, ale mam też kilka innych projektów. Na razie to tylko luźne idee. Jestem w tej komfortowej sytuacji, że niczego nie muszę. Chcę najpierw odpocząć, raczej kilka miesięcy niż kilka tygodni, i dopiero wtedy przejść do konkretów.
Ale o definitywnym rozwodzie z tenisem nie ma mowy?
Dlaczego miałabym to robić? Tenis był całym moim życiem i nic – poza moją w nim rolą – nie zmieniło się.
Jaka rola najbardziej by cię pociągała? Zacznijmy od trenerki, chociaż trudno mi to sobie wyobrazić...
Na pewno nie na pełny etat, żeby znowu spędzać 300 dni w roku poza domem. Wiele zawodniczek umawia się na kilka, kilkanaście tygodni w sezonie, na konsultacje, tylko na najważniejsze turnieje – możliwości jest sporo i jestem na nie otwarta.
Czy Polski Związek Tenisowy, Ministerstwo Sportu i Turystyki już się do ciebie zgłosiły z propozycją godną rozważenia?
Tak. Są pomysły na większe przedsięwzięcia, przede wszystkim promowanie tenisa. Jeszcze za wcześnie mówić o szczegółach, ale mam nadzieję, że coś z tego wypali, bo nie po to reanimowaliśmy polski tenis, żeby znowu miał umierać. Jak na stare lata pojadę na truskawki na Wimbledon, to niech przy okazji zobaczę grających tam Polaków.
Nikt nie zaproponował ci pracy komentatorki telewizyjnej?
Owszem, ale musimy czekać na nowy sezon. Nigdy nie komentowałam tenisa, więc trudno powiedzieć, czym bym się do tego nadawała i poziomem dorównała mężowi.
Czułem, że to powiesz.
Dawid to lubi i dobrze się w tym czuje, a ja? Nie wiem, ale nie odrzucam, bo dopóki nie spróbuję, to się nie przekonam.
Zostajesz w Warszawie czy wracasz do Krakowa?
Zostaję. Kraków Krakowem, ale jakiekolwiek projekty związane z tenisem czy biznesem znacznie łatwiej realizować, mieszkając w Warszawie.
Autor jest dziennikarzem „Tenisklubu". Pełna wersja wywiadu ukaże się w świątecznym numerze tego magazynu