Rok temu Agnieszka Radwańska jechała do Sztokholmu jako 35. tenisistka świata. Miała za sobą zdaną maturę oraz zwycięstwa nad Jeleną Dementiewą, Venus Williams, Martiną Hingis i półfinał turnieju w Luksemburgu. Potem przyszły wygrane z Marią Szarapową, Swietłaną Kuzniecową, sukcesy turniejowe w Pattayi, Stambule i Eastbourne, ćwierćfinał Wimbledonu i awans na dziesiąte miejsce rankingu WTA.
Tamto zwycięstwo w stolicy Szwecji stało się ważne z kilku powodów: było pierwszym polskim sukcesem w historii WTA Tour, po drodze policzono Agnieszce setne zwycięstwo w turniejach zawodowych (dziś ma ich 153). Umożliwiło awans na 32. miejsce rankingu, a to oznaczało pierwsze w karierze rozstawienie w US Open.
We wtorek polska mistrzyni, rozstawiona z nr 1, zaczęła obronę tytułu od meczu z Nathalie Dechy, kiedyś 11. tenisistką na świecie, dziś nr 89. Francuzka, która zbliża się do końca kariery, nie stawiała oporu. Dwa krótkie sety, godzina i kwadrans gry, oraz aż siedem podwójnych błędów serwisowych tenisistki z Tournai.
Polka zagra następny mecz z Marią Korytcewą z Ukrainy (54. w rankingu WTA). Dziewczyna z Charkowa ma 23 lata i zarabia dolary przede wszystkim w turniejach deblowych (wygrała trzy), ale grała także w dwóch finałach singla w Palermo (2008) i Kalkucie (2007).
Z Agnieszką Radwańską mierzyła się cztery razy, za pierwszym, trzy lata temu w Stambule wygrała, potem już nie zdobyła seta.