Nowa Hiszpania

Przez lata mieli opinię kortowych nudziarzy i cierpiętników. Zwykle grali długo, ale w mediach zamiast zachwytów pojawiały się określenia „tenis jak guma do żucia” albo „wymiany monotonne niczym pustynne piaski”. Dyrektorzy turniejów truchleli, kiedy w decydującej fazie musieli wpisać do programu wewnętrzne hiszpańskie pojedynki.

Aktualizacja: 02.02.2009 17:17 Publikacja: 02.02.2009 17:15

Najgorsze były potem pretensje stacji telewizyjnych zainteresowanych relacją z konkretnego meczu i o konkretnej godzinie.

Przypadkowo byłem raz świadkiem takiej rozmowy na dywaniku. Czerwony jak burak szef tenisowej imprezy z rozbrajającą szczerością tłumaczył ludziom telewizji, że „to wszystko przez tych Hiszpanów”.

Na Półwyspie Iberyjskim stworzono jeden z bardziej wymagających systemów selekcji do tenisowego wyczynu. Hiszpanie organizują co roku setki małych zawodowych turniejów, często z wielostopniowymi eliminacjami, przez które przebija się i po 128 graczy. Młodzi, ambitni chłopcy, na ogół z niezbyt zamożnych rodzin, wychodzą na kort przekonani, że aby zwyciężyć, muszą najpierw wylać kilka wiader potu. Prawie wszyscy fantastycznie biegają, są cierpliwi i gotowi przebijać w każdej akcji po kilkanaście piłek. Ponieważ zostali podobnie wyszkoleni, by wygrać i awansować, muszą wykazać się czymś więcej niż techniczny błysk. Te gęste sita najpierw w turniejach typu futures, potem w challengerach, na końcu ewentualnie w ATP pozwalają bezbłędnie wyłapywać ludzi z charakterem. Jeśli kolejny Lopez czy Sanchez otrzymuje potem tzw. dziką kartę do imprezy głównej, to wiadomo, że nie jest to krewny prezesa albo syn bogatego tatusia.

W ostatnich sezonach Hiszpanie unowocześnili warsztat swoich trenerów szkolenia początkowego. Położyli większy nacisk na atak, przesunęli akcenty w nauce gry przy siatce. W kalendarzu mają więcej małych turniejów na kortach twardych i przybywa im graczy, którzy akurat na takim podłożu stawiają pierwsze kroki z rakietą. Kosmiczne wyczyny w Melbourne: nieprawdopodobny półfinał Rafaela Nadala z Fernando Verdasco, a potem historyczny pierwszy australijski tytuł w Wielkim Szlemie tenisisty z Majorki, nie zdarzyły się przypadkiem. Po kilku korektach ten sam system wypuszcza dziś w świat już nie bezbarwnych przebijaczy, ale agresywnych defensorów, gotowych pokonać absolutnie każdego.

Bywalec paryskich kortów Rolanda Garrosa, gdzie Hiszpanie zawsze mieli sporo do powiedzenia, opowiadał mi przed laty o swoim patencie na końcową fazę turnieju. Kiedy w programie czwartej rundy czy ćwierćfinału pojawiały się hiszpańskie nazwiska, on się na korty nie spieszył. Przychodził godzinę po rozpoczęciu albo i później, wiedząc, że na główne danie zdąży. Czas jakiś temu była to w Paryżu, i nie tylko, praktyka nagminna. Pustki plus ziewanie na trybunach, np. na pierwszym półfinale Roland Garros 1998, gdy grali Carlos Moya z Feliksem Mantillą, a potem szaleństwo, gdy na kort wyszli Francuz Cedric Pioline i Hiszpan Alex Corretja.

Dziś przy hiszpańskich akcentach obowiązkowo trzeba być czujnym, bo można przegapić to, co w imprezie wielkoszlemowej najważniejsze.

[link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/02/karol-stopa-nowa-hiszpania/][b]Skomentuj[/b][/link]

Najgorsze były potem pretensje stacji telewizyjnych zainteresowanych relacją z konkretnego meczu i o konkretnej godzinie.

Przypadkowo byłem raz świadkiem takiej rozmowy na dywaniku. Czerwony jak burak szef tenisowej imprezy z rozbrajającą szczerością tłumaczył ludziom telewizji, że „to wszystko przez tych Hiszpanów”.

Pozostało 90% artykułu
Tenis
Kim w sztabie Huberta Hurkacza będzie Ivan Lendl, a kim Nicolás Massú?
Tenis
Sprawa Igi Świątek. Jajko też może być zanieczyszczone środkami dopingującymi
Tenis
Hubert Hurkacz ogłosił nazwiska nowych trenerów
Tenis
Słowa wsparcia, chłodna analiza, gorzka ironia. Reakcje na sprawę Igi Świątek
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Tenis
Iga Świątek miała pozytywny wynik testu antydopingowego. Co się stało i co ją czeka?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska