Mistrz rozdartego podkoszulka

Jest sukces w Rzymie – Jerzy Janowicz pokonał Jo-Wilfrieda Tsongę. Następny przeciwnik to znów rozstawiony Francuz Richard Gasquet.

Aktualizacja: 16.05.2013 02:13 Publikacja: 16.05.2013 02:13

Jerzy Janowicz w pełnej krasie. Fot. Andrew Medichini

Jerzy Janowicz w pełnej krasie. Fot. Andrew Medichini

Foto: AP

Z drugiego meczu Polaka na Foro Italico kibice najdłużej będą pamiętać chwile po ostatniej piłce. Tsonga posłał ją w aut, Janowicz wygrał 6:4, 7:6 (7-5) i uczcił zwycięstwo wydając potężny okrzyk oraz rozrywając w strzępy koszulkę na piersiach. Wszystko na korcie centralnym. Fotografie wypadły świetnie.

– Cieszyłem się tak bardzo, bo wcześniej mi nie szło, początek sezonu wypadł słabo, chorowałem. To zwycięstwo było dla mnie ważnym przełamaniem – mówił zwycięzca dziennikarzom, gdy już opanował wzruszenie.

Sukces należy docenić, po raz trzeci w karierze Jerzyk wygrał z tenisistą z pierwszej dziesiątki świata (minionej jesieni w Paryżu najpierw był Andy Murray, potem Janko Tipsarević). Tsonga nie był i chyba już nie będzie mistrzem gry na kortach ziemnych, nigdy nie dotarł do finału żadnego turnieju na czerwonej mączce, więc szanse Janowicza wcale nie były takie małe. Okazało się, że wystarczy stabilny serwis, dobre skróty, zimna krew w dłuższych wymianach i z Tsongi niewiele zostało.

Pierwszy set Francuz przegapił, zaczął grę tak, jakby chciał tylko sprawdzić, na co stać Janowicza. Nie atakował, nie chciał ryzyka. W efekcie stracił własnego gema serwisowego, bo nie docenił młodego Polaka. Problemem francuskiego tenisisty było też poruszanie się po sypkim korcie. Dokładne zagrania tuż za siatkę i ataki wolejowe Janowicza dopełniły dzieła. Finansowy wymiar sukcesu – 32 700 euro, rankingowy – 90 punktów brutto, czyli plus 10 netto, bo rok temu nasz mistrz rozerwanego podkoszulka wygrał wart 80 pkt challenger ATP, też w Rzymie.

W trzeciej rundzie, czyli w 1/8 finału, Janowicz zagra z Richardem Gasquetem (9 ATP), który na kortach ziemnych czuje się lepiej niż Tsonga. Ma też drugą przewagę nad Jerzykiem – w marcu w Indian Wells pokonał go 6:1, 6:4. Ranking jest ważny, ale wreszcie można uwierzyć, że powrót jesiennej formy Polaka to wcale nie jest odległa sprawa.

Turniej męski pokazuje, że na ciężkich kortach ziemnych hierarchia szybko się zmienia. Jedni są już zmęczeni, jak Stanislas Wawrinka, finalista z Madrytu, który nie wyszedł na mecz z Aleksandrem Dołgopołowem, oficjalnie z powodu kontuzji prawego uda. Innym po prostu brakuje zdrowia, jak Andy'emu Murrayowi w starciu z Marcelo Granollersem. Brytyjczyk bardzo chciał poprawić się po przeciętnych startach w Monte Carlo i Madrycie. Przyleciał do stolicy Włoch własnym prywatnym odrzutowcem (wziął też na pokład Tsongę – jak widać, wygodne podróże nie muszą pomagać), ale dość szybko zszedł z kortu, choć w setach było 1-1.  Powodem rezygnacji były bóle pleców.

W przypadku Murraya krecz to naprawdę rzadkość. Poprzednio poddał się tylko raz, dokładnie sześć lat temu w Hamburgu. Traf chciał, że i wtedy, i teraz były urodziny Szkota – 20. i 26. Do startu Roland Garros zostało niewiele ponad tydzień, czasu na rehabilitację nie ma wiele.

Z drugiego meczu Polaka na Foro Italico kibice najdłużej będą pamiętać chwile po ostatniej piłce. Tsonga posłał ją w aut, Janowicz wygrał 6:4, 7:6 (7-5) i uczcił zwycięstwo wydając potężny okrzyk oraz rozrywając w strzępy koszulkę na piersiach. Wszystko na korcie centralnym. Fotografie wypadły świetnie.

– Cieszyłem się tak bardzo, bo wcześniej mi nie szło, początek sezonu wypadł słabo, chorowałem. To zwycięstwo było dla mnie ważnym przełamaniem – mówił zwycięzca dziennikarzom, gdy już opanował wzruszenie.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Tenis
Porsche nie dla Igi Świątek. Jelena Ostapenko nadal koszmarem Polki
Tenis
Przepełniony kalendarz, brak czasu na życie prywatne, nocne kontrole. Tenis potrzebuje reform
Tenis
WTA w Stuttgarcie. Iga Świątek schodzi na ziemię
Tenis
Billie Jean King Cup. Polki bez awansu
Tenis
Billie Jean Cup w Radomiu. Jak wygrać bez Igi Świątek?