Korespondencja z Londynu
W środę wygrywały dla nas walkower i krecz. Janowicz uścisnął dłoń zbolałego Czecha Radka Stepanka wczesnym popołudniem prowadząc 6:2, 5:3. Łukasz Kubot dowiedział się, że Steve Darcis nie wyjdzie na kort mniej więcej o tej samej porze, choć dziennikarze belgijscy już wcześniej powiedzieli polskim o kontuzji barku ich tenisisty.
Niepełne dwa sety Janowicza z Czechem nie budziły obaw o wynik. Scenariusz był przewidywalny, jego realizacja rzetelna: krótkie, miłe dla oka gemy Polaka, wsparte płaskimi strzałami tam, gdzie rywalowi było najtrudniej złapać piłkę oraz długie gemy Stepanka, w każdym groźby przełamania serwisu, często spełnione.
Przy stanie 2:4 w pierwszym secie Czech już prosił lekarza o masaż pleców i opatrunek na lewe udo. Przy rezultacie 2:6, 3:5 poczłapał do siatki z ponurą miną i podziękował Polakowi za grę. Wśród kilku ładnych wymian, jakie zagrali, wyróżniła się piłka, którą Radek Stepanek złapał po lobie w kieszeń spodenek, niczym tenisowy magik Mansour Bahrami. Może to zapowiedź, w jakim kierunku zmierza teraz 35-letni Czech.
Janowicz po 12 miesiącach jest więc w miejscu, w którym zakończył rok temu karierę wimbledońską. Trzeciej rundy nie przekroczył jeszcze w żadnym turnieju wielkoszlemowym. Tym razem się uda, jeśli w piątek pokona Hiszpana Nicolasa Almagro (nr 15). Polak wywiesił hasło – to rewanż za Australian Open, więc w kwestii motywacji kłopotów nie będzie miał na pewno.