Wielki Szlem wściekłych ojców

Wrzeszczą, awanturują się i biją swe dzieci. Wierzą, że wychowają mistrzów zarabiających miliony. Za wszelką cenę.

Publikacja: 12.10.2013 15:00

Damir Dokić bił córkę Jelenę, mówił, że dla jej dobra

Damir Dokić bił córkę Jelenę, mówił, że dla jej dobra

Foto: AFP

Do Australian Open daleko, lecz działacze z Melbourne już poinformowali, że ojciec Bernarda Tomica nie dostanie akredytacji i nie zostanie wpuszczony na trybuny, nawet jeśli kupi bilet. Kara zakazu wstępu na wszystkie turnieje ATP przynajmniej do maja 2014 roku to tylko dodatek do ośmiu miesięcy więzienia (z zawieszeniem na dwa lata), jakie hiszpański sąd wymierzył Tomicowi seniorowi za uderzenia głową w twarz Thomasa Droueta – partnera treningowego syna.

To działo się w maju w Madrycie, koło hotelu. John Tomic uderzył francuskiego tenisistę czołem w twarz. Złamał mu nos. Cios był tak silny, że Drouet stracił przytomność. Poszło o to, jak twierdzi poszkodowany, że nie kupił butelki mleka, ale powodem ataku mogło być wszystko, bo Tomic senior, jak kogoś nie lubi, to długo nie czeka, by to pokazać. Sąd w Madrycie wydał wyrok, który skazany skomentował: – Żałuję, że nie uderzyłem Droueta naprawdę...

Syndrom zakładnika

W zawodowym tenisie nadal widać zadziwiająco wielu takich ludzi jak Tomic, urodzony w Bośni, weteran wojenny z Chorwacji, który po emigracji do Australii i pracy jako taksówkarz odkrył nowy ląd do bitwy. O pieniądze, sławę i władzę na kortach. Za pomocą narzędzia, jakim jest zdolne dziecko.

Thomas Drouet ujawnił, że John Tomic bił także syna. Był świadkiem, jak ojciec ciosem głową rozbił usta Bernarda. Widział, jak strzelał mu z wiatrówki w nogi specjalnymi kulkami, co miało być jakoby testem męstwa i zwiększyć odporność chłopaka na ból. Grzechy Tomica ojca federacja australijska mogłaby wymieniać długo.

W 2006 roku próbował wjechać autem w samochód wiozący innych trenerów, nieraz groził pobiciem działaczom i dziennikarzom. Sędziom zarzucał manipulacje w drabinkach turniejów, niekiedy zakazywał Bernardowi startów i zabierał go z turniejów, gdy coś mu się nie podobało. Przez ojca syn stracił stypendium Tennis Australia, rządową pomoc i miejsce w kadrze narodowej.

Czasem wymuszano na Tomicu seniorze przeprosiny, czasem był karany, ale on też straszył: że wróci do Chorwacji, że nie odda Australii talentu swego dziecka. Salva Sousa, były instruktor fitnessu Bernarda Tomica, mówił o barbarzyńcy, który nie płacił, obrażał współpracowników i kazał im nocować na ławkach lotniska, by oszczędzać na noclegach w hotelu.

Drouet określił relacje ojca i syna jako rodzaj sportowego niewolnictwa, mówił, że Bernard stał się ofiarą Johna, chyba na zawsze. Od nienawiści do zgody między nimi zawsze była krótka droga. – Wiele razy słyszałem, jak tenisista mówił ojcu, że nie chce go widzieć na korcie, ale potem znów byli razem, bo młody człowiek stał się zakładnikiem – twierdził Francuz. Nawet po ostatnim zakazie obecności ojca na turniejach ATP Bernard próbował wyprosić zmianę decyzji.

Todd Woodbridge, szef szkolenia Tennis Australia, nie widzi prostej drogi do zmiany tego stanu. – Trzeba mieć nadzieję, że w pewnej chwili Bernard dojdzie do punktu, w którym zacznie sam podejmować decyzje. Wybierze sobie trenerów, program startów i określi cele do zdobycia. Że pewnego dnia stanie się samodzielnym człowiekiem i to go wyzwoli.

Zachowanie szalonych tenisowych ojców ujawnia różne stopnie ich obsesji. Tworzone są nawet rankingi tych najgorszych z najgorszych.

Niemal zawsze na szczytach tych list jest Damir Dokić. Obiecująca kariera Jeleny Dokić w znacznym stopniu była obciążona wyczynami byłego serbskiego zapaśnika, wśród których znalazło się bicie córki (– Dla jej dobra – mówił), konflikty z działaczami tenisowymi, ale także 17 miesięcy więzienia (odsiedział rok) za groźby wysadzenia ambasady Australii w Serbii oraz nielegalne posiadanie broni – siedmiu karabinów, Beretty i kilku granatów, o których mówił, że to pamiątki.

Dokić, według Jeleny także alkoholik, opowiadał dużo bzdur: w WTA Tour dostrzegał 40 procent lesbijek, owinięty brytyjską flagą wrzeszczał w Birmingham, że wszyscy Anglicy to faszyści, groził zrzuceniem bomby atomowej na Sydney i zabijaniem Australijczyków (także pani ambasador w Belgradzie) w zemście za urojone przewiny nowej ojczyzny córki, ale niekiedy też posuwał się do gwałtownych czynów: rozbijał kamery, szarpał się z ochroną turniejów. Zakazy stadionowe działały na niego krótko.

Z hukiem za bramę

Zdobył największą, choć szczególną sławę, gdy w 2000 roku wyrzucono go z Wimbledonu za rozbicie telefonu komórkowego dziennikarza. Kilka miesięcy później musiał opuścić korty Flushing Meadows w Nowym Jorku, gdy rozpętał awanturę o cenę ryby w restauracji, a następnie w Melbourne znów posłano go z hukiem za bramę, gdy wykrzyczał, że organizatorzy tak manipulowali losowaniem miejsc w drabince, że jego córka trafiła w pierwszej rundzie na rozstawioną z nr. 2 Lindsay Davenport. „Gdyby jeszcze w Paryżu znalazł się pretekst do interwencji policji lub ochroniarzy, to mielibyśmy pierwszy Wielki Szlem wściekłego ojca" – pisały australijskie gazety.

Kiedy po wyjściu z więzienia w kwietniu 2010 roku Dokić senior pogodził się z córką, zakazu wstępu na turnieje WTA mu nie cofnięto. – Ze względu na fatalne zachowanie i kryminalną przeszłość wciąż stanowi potencjalne zagrożenie dla innych – uzasadniły władze WTA Tour.

Kluczyki od ferrari

O pozycję lidera wśród piekielnych ojców Dokić walczył z Jimem Pierce'em, kanadyjskim ojcem Mary Pierce. Tenisistka po latach ujawniła szczegóły fizycznego i psychicznego molestowania, jakiego doznawała w młodości, opowiadała, jak była policzkowana nie tylko po porażkach, ale także po nieudanych zagraniach na treningu.

Pierce senior nie miał zresztą sobie nic do zarzucenia.

– Przez siedem lat, osiem godzin dziennie na okrągło serwowałem 700 razy w Mary. Pracowaliśmy nawet do północy. Mój młodszy syn spał przy siatce. Nie pozwalałem Mary zejść z kortu, dopóki nie zaczynała prawidłowo odbijać piłki. Pewnie, że ryczała. Ja też płakałem. I co z tego? – mówił dziennikarzom.

Potrafił także podczas meczu uderzyć innego widza, tak jak podczas Roland Garros w 1993 roku. Potrafił krzyczeć publicznie: – Dawaj Mary, zabij tę dziwkę! – i jeszcze cisnąć kubkiem z napojem w rywalkę. Wśród sławnych zdań ojca o córce było i to: – Zbudowałem ferrari. Wciąż czekam, by zabrać od niego kluczyki.

Kiedy Cindy Hahn, amerykańska dziennikarka, odkryła, że Jim Pierce to naprawdę Bobby Glenn Pearce, były przestępca skazany za rabunek u jubilera i fałszerstwo czeku, też usłyszała groźby.

Mary zaczęła w końcu trenować w akademii Nicka Bollettieriego, wynajęła ochroniarzy (krewki Jim atakował i ich), gdy to nie pomogło, uciekła z matką do Francji. Uwalnianie od ojca trwało jeszcze parę lat. Z jego powodu działacze WTA uchwalili kodeks reguł zachowania na korcie, winy Jima Pierce'a posłużyły jako przykłady radykalnego łamania zasad. Swoją drogą, Richard Williams, ojciec Sereny i Venus, nazwał go kiedyś „najlepszym rodzicem, jakiego poznał", może prowokował rozmówców, może zadziałała swego rodzaju solidarność.

W pierwszej lidze tych, którzy zaśmiecili tenis ojcowską patologią, był też Arsalan Rezai, Irańczyk, obywatel Francji. Poznano go podczas juniorskich mistrzostw Francji w 2005 roku, gdy wdał się bójkę z rodzicami jednej z finalistek. Córka Aravane straciła przez to możliwość gry i treningu pod skrzydłami federacji.

Ojciec Arsalan nie przejmował się tym zbytnio, dalej bił każdego, kto mu się narażał, m.in. uderzył głową ojca Jeleny Wiesniny, lał też Aravane, kiedy uznał, że nie osiągała odpowiednich wyników, za wcześnie opuszczała treningi lub tylko porozmawiała z chłopakiem, którego nie akceptował. Siniaki widzieli wszyscy.

W 2011 roku córka napisała obszerny raport o swych relacjach z ojcem, w którym ujawniła, że Arsalan Rezai groził jej śmiercią, molestował i wymuszał oddawanie zarobionych premii.

Praojcem wszystkich zaczadzonych tenisowych ojców jest chyba Charles Lenglen, który w latach 20. XX wieku, kiedy tenis kojarzono raczej z miłą niedzielną zabawą dżentelmenów, już wdrażał precyzyjny program zamienienia córki Susan w maszynę do wygrywania.

Dziecko miało 10 lat, a na korcie pod Niceą grało codziennie w południe. Ojciec nie zwracał uwagi na łzy, dziewczynka musiała trafiać piłką w chusteczki położone w rogach kortu, do skutku, i jeszcze wieczorem brać lekcje tańca, by zwiększyć wytrzymałość i zwinność.

Pan Lenglen dołączył do tego twardy reżim ogólnego przygotowania fizycznego, ze wspinaniem po linie, bieganiem sprintów i pływaniem włącznie. Kazał córce także grać z tenisistami, męscy partnerzy treningowi pań to nie jest współczesny wynalazek. Susan narzekała często na wyczerpanie, ale zrozumienia nie znajdowała.

Była dzieckiem zastraszonym, doznawała dobrych uczuć tylko w przypadku zwycięstw, gdy szło jej źle, zawsze były kary: od zabrania dżemu z chleba na śniadanie po przekleństwa i słowa publicznej krytyki. W efekcie stała się emocjonalnie zmaltretowanym geniuszem tenisa i, wbrew pozorom, brakowało jej pewności siebie. Porażek bała się zaś panicznie. Drogą ucieczki od tego schematu wychowania były dla niej choroby i często z tej drogi korzystała.

Podobny sposób myślenia o córce towarzyszył Rolandowi Jaegerowi, byłemu murarzowi i bokserowi, który nastoletnią Andreę doprowadził w latach  80. do szybkich sukcesów, ale ich koszt był ogromy.

– Mój ojciec urodził się przed wojną w Niemczech, gdzie inaczej niż w Ameryce pojmowano edukację i dyscyplinę. Chciał nauczyć mnie swego dziwnego pojmowania systemu wartości – mówiła Andrea Jaeger. Bił ją za każde przewinienie. Kilka minut przed finałem Wimbledonu 1983 znalazł na podłodze w pokoju hotelowym córki pustą paczkę po czipsach. Znów sięgnął po pasek. Dziewczyna uciekła i rozpaczliwie szukając pomocy, zapukała do pokoju naprzeciwko. Trafiła na pokój Martiny Navratilovej, swej rywalki.

Finał przegrała umyślnie, na złość ojcu i całemu światu. Karierę skończyła w wieku 19 lat, gdy w pierwszej rundzie Roland Garros odniosła kontuzję barku. Siedem operacji nic nie dało.

Relacje z ojcem stały się nie do wytrzymania, w końcu go opuściła, zerwała wszelkie kontakty, dopiero tuż przed jego śmiercią doszło do zgody. Wtedy była już inną Andreą, która w siedzibie swej fundacji w Kolorado od lat pomagała dzieciom chorym na nowotwory. – Tamta kontuzja w Paryżu, to było najlepsze, co mogło mi się zdarzyć w życiu – mówiła po latach – przestałam być podręcznikowym przykładem dziecka, które ojciec doprowadził do depresji, poczucia niższości i kazał żyć w świecie wyczynowego sportu, którego nie znosiłam.

Jak bankomat z kucykiem traktował Stefano Capriati nastoletnią Jennifer, którą posłał na korty zawodowe, gdy miała 13 lat i podpisał za nią wiele kontraktów sponsorskich, mówiąc: – Kiedy owoc jest dojrzały, szybko należy go zerwać i zjeść. Ojciec Jennifer, były bokser, kaskader w spaghetti westernach, dopiero po wielu latach zrozumiał, że to jego wina, iż córka została aresztowana za kradzież biżuterii, że brała narkotyki, piła, miała bulimię, przeszła depresję i do dziś odczuwa skutki tamtych dni.

Podobnie potraktował dziecko sprzedawca ubezpieczeń samochodowych Peter Graf, który zarządzał karierą córki w ten sposób, że w 1997 roku został skazany na trzy lata i dziewięć miesięcy więzienia za oszustwa podatkowe (usiłował ukryć kilka milionów dolarów dochodów tenisistki), a Steffi długo jeszcze tłumaczyła sobie i innym, że to może efekt nadużywania alkoholu i środków leczniczych przez tatę. Do dziś piękna kariera Niemki jest przybrudzona tamtą aferą.

W długim spisie ojców z piekła rodem jest też Marinko Lucić, przed którym uciekła z Chorwacji do USA cała rodzina. Tenisistka Mirjana opowiedziała o kopniakach i ciosach za przegrany mecz, za straconego seta. Całe premie za wygrane zagarniali ojciec i kuzyn, bo firma miała być rodzinna.

Smok Agassiego

Sławny przypadek stanowi także ojciec Andre Agassiego, Emanoul Aghasi. Emigrant, urodzony w Iranie, potomek Ormian i Asyryjczyków, którego w autobiografii Andre nazwał „gwałtownym z natury". Wyszedł z biedy, każdego dnia walczył ze światem w starej ojczyźnie i nigdy nikomu nie ufał. Sport znał, był reprezentantem Iranu w boksie na igrzyskach w Londynie (1948) i Helsinkach (1952).

W USA zmienił się w Mike'a Agassiego, ale nie umiał się odnaleźć, widział tylko jeden wskaźnik sukcesu: pieniądze. Karierę tenisową wymyślił dla całej trójki dzieci, udało się z najmłodszym. W autobiografii Andre Agassiego „Open" czytamy o piłkach zawieszanych na łóżeczku i rakietkach pingpongowych przywiązywanych do rąk dzieciaka, o korcie przy domu, o wielogodzinnych treningach, o „smoku", czyli maszynie do wystrzeliwania piłek, która się nigdy nie męczyła, o poganianiu i wyzwiskach ojca. Także o faszerowaniu narkotykami pozwalającymi na zwiększenie energii przed meczami. Andre napisał, że był to czas rodzenia się nienawiści do tenisa, którą dopiero po latach umiał zmienić w bardziej pozytywne uczucie.

Nawiasem mówiąc, kiedy po latach Peter Graf i Mike Agassi spotkali się we wspólnym domu swych dzieci, to pokłócili się o maszynę do wystrzeliwania piłek. Gdyby nie interwencja Andre, doszłoby do rękoczynów.

Wśród mniej znanych przykładów krańcowego ojcowskiego szaleństwa było zatrucie napoju rywala syna przez Christophe'a Fauviau. Sprawa zyskała rozgłos, choć rzecz tyczyła się lokalnego turnieju we Francji, bo zakończyła się śmiercią. Osłabiony i oszołomiony tenisista miał w drodze powrotnej wypadek drogowy, zasnął za kierownicą. Fauviau poszedł na osiem lat do więzienia.

Nie można także lekceważyć gestu podrzynania gardła, jaki kiedyś wykonał Jurij Szarapow po meczu swej córki z Justine Henin. Nie można pomijać zachowania Mihaia Barbata, emigranta z Rumunii, ojca Karen, drugiej rakiety Danii, który dwa lata temu pobił na małym turnieju w Niemczech koleżankę rywalki jego córki. Uderzenia pięścią w twarz i łokciem w skroń pozbawiły dziewczynę przytomności.

Koło zamachowe

Na pytanie, skąd się biorą tacy ludzie, najprostsza odpowiedź brzmi – zjawiają się przy tenisie, bo widzą w nim wielkie pieniądze. Peter Bodo, dziennikarz magazynu „Tennis", w książce „Korty Babilonu" napisał, że tacy jak Roland Jaeger, Stefano Capriati, Peter Graf, Karolj Seles i Jim Pierce mają wyraźne cechy wspólne – wszyscy zaczynali jako outsiderzy zapatrzeni bez reszty w powab tenisa zawodowego. Psychologowie dodają jeszcze, że ci ojcowie musieli mieć ponadprzeciętną potrzebę kontroli innych oraz umiejętność manipulacji.

Dziennikarze ich opisują, sądy karzą, świat często potępia, lecz szaleni tenisowi ojcowie wciąż pojawiają się na kortach. Gdy rzecz ociera się o patologię i przestępstwo, nikt nie ma wątpliwości, lecz przecież są także setki czy tysiące tych, którzy są zawzięci, trochę nawiedzeni, zapatrzeni w blichtr tenisowego świata i gotowi poświęcić wiele dla spełnienie sportowych snów swoich dzieci (i swoich przy okazji) bez krzyków, bicia i interwencji policji.

Niektórzy twierdzą nawet, że bez takich ojców (i niekiedy matek, bo przykłady Glorii Connors lub Melanie Molitor  – matki Martiny Hingis też są wymowne), tenis nie miałby największych gwiazd, że to oni są kołem zamachowym tego biznesu, bo na sukces składała się też zgoda rodziców Bjoerna Borga, by osiem godzin dziennie odbijał piłkę o drzwi garażu, albo żeby Novak Djoković trenował między bombardowaniami na dnie opuszczonego basenu w Belgradzie.

Do ojcowskiego sukcesu w tenisie, jak pokazał Richard Williams, niekiedy nie trzeba wielkiej wiedzy na temat bekhendu czy forhendu, ale jak powiedziała Zina Garrison:       – Wystarczy siła fizyczna, wpojenie wiary w siebie i odpowiednio duża arogancja.

Robert Lansdorp, który szkolił m.in. Pete'a Samprasa i Lindsay Davenport, powiedział kiedyś: – Podstawowa zasada pozostaje niezmienna: każdy, kto coś osiągnął w tej grze, ma za sobą mniej lub bardziej szalonego rodzica.

Tenis
Co się dzieje z Igą Świątek?
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Tenis
Mirosław Żukowski: Iga Świątek walczy z demonami. Czy wróci na szczyt tenisa?
Tenis
Sensacja w Miami. Iga Świątek dawno tak nie przegrywała
Tenis
Magda Linette nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Tenis
Czy Iga Świątek w tym sezonie rzeczywiście zawodzi?
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście