Mirosław Żukowski z Londynu
Łukasz Kubot i Robert Lindstedt już się prawie rozstali, na nowy sezon każdy z nich ma własne plany. W Londynie są na korcie razem ostatni raz, by zakończyć rok, który zaczął się pięknie - zwycięstwem w Australian Open, ale potem było już dużo gorzej. I może właśnie to, że najważniejszą decyzję już podjęli, sprawia że grają tak skutecznie - awansowali do półfinałów mistrzostw ATP, bo najpierw pokonali najlepszy debel świata Boba i Mike'a Bryanów, a w środę wygrali drugi mecz, z Austriakiem Alexandrem Peyą i Brazylijczykiem Bruno Soaresem.
Polak i Szwed rozstawieni są z nr 8, awansowali do turnieju jako ostatni, dlatego ich sukces jest tyle radosny, co zaskakujący, choć Lindstedt o zaskoczeniu słyszeć nie chce. „Wygraliśmy już wiele ważnych meczów, ten był po prostu kolejnym z nich. Ale planów nie zmieniam, mam już swoje zobowiązania na nowy sezon i z Łukaszem grał nie będę" - powiedział „Rzeczpospolitej" po zwycięstwie.
A nie było ono łatwe. Pierwszego seta polsko-szwedzka para wygrała po tym jak już w pierwszym gemie swego serwisu nie utrzymał Peya. Ta przewaga wystarczyła do zwycięstwa, ale drugi set zaczął się katastrofalnie. Austriak i Brazylijczyk prowadzili 3:0 (swoje podanie przegrał Lindstedt), potem 5:2, by wygrać 6:3. W tej sytuacji o wszystkim decydował super tie - break.
Debel według nowych reguł - bez przewag przy stanie 40:40 i bez klasycznego trzeciego seta - to elektryczna gra. Wszystko decyduje się w mgnieniu oka i nie ma szans, by się odegrać. Kubot i Lindstedt objęli prowadzenie 5:0, ale potem było 8:4, 8:6 i nerwy. Meczbola i zwycięstwo dał polsko-szwedzkiej parze podwójny błąd serwisowy Soaresa.