Mirosław Żukowski z Paryża
Po wyeliminowaniu wszystkich polskich singlistów, patrzymy w Paryżu już tylko na deble. W niedzielę robiliśmy to w przerwach między deszczem, bo francuskie meteo jeszcze raz okazało się niezawodne: miało lać i lało przez większość dnia, a dach nad kortem centralnym jest dopiero w planach.
Łukasz Kubot i jego francuski partner Jeremy Chardy grali rano na korcie nr 1 z najlepszym deblem ostatnich lat - parą amerykańskich bliźniaków Bob Bryan - Mike Bryan. Chardy znakomicie spisuje się także w singlu, jest jednym z pięciu Francuzów w 1/8 finału, w sobotę pokonał Belga Davida Goffina i jego kolejnym rywalem będzie Andy Murray.
Kubot i Chardy przegrali 4:6, 5:7 choć mieli swoje szanse, w drugim secie prowadzili 4:1, ale wtedy niestety dwa razy swoje podanie oddał Polak. „Zdaję sobie sprawę, że to Jeremy był siłą napędową naszego debla, bo ja jeszcze nie jestem w formie. Gdyby miał innego partnera, to w obecnej formie, mógłby osiągnąć jeszcze lepszy wynik. Znakomicie serwuje i pomaga sobie świetnym forhendem. Ale jeśli ktoś przed turniejem zaproponowałby mi trzecią rundę debla, wziąłbym ten wynik bez wahania. W Wimbledonie zagram w deblu z Maksem Mirnym, ale przedtem ważny będzie każdy mecz, każda wygrana piłka, bo wracam po ciężkiej kontuzji i operacji kostki” - mówił 33- letni Kubot.
Nie ma jeszcze decyzji co dalej z karierą singlową, ale jest coraz bardziej prawdopodobne, że w przyszłości najważniejszy dla Kubota będzie jednak debel. Odnosił już w tej specjalności duże sukcesy z różnymi partnerami, był w finałowych turniejach Masters, ze Szwedem Robertem Lindstedtem zwyciężył w wielkoszlemowym Australian Open. W singlu był ćwierćfinalistą Wimbledonu, tego pamiętnego, polskiego turnieju, gdy pokonał go Jerzy Janowicz a nam się wydawało, że jesteśmy potęgą. Minęły dwa lata i wróciły smutki, Janowicz nie awansował do czołowej dziesiątki ATP, Agnieszka Radwańska jest wątpiąca i zagubiona, też spada w rankingu. Wszystko ma się zmienić w Wimbledonie. Trawa, o której Ivan Lendl mówił, że najlepsza jest dla koni, ma być dla nas ratunkiem. Poczekamy i zobaczymy, Londyn zaprasza już za miesiąc.
Marcin Matkowski i jego serbski partner Nenad Zimonjić to kolejni rywale braci Bryan. W 1/8 finału Polak i Serb rozstawieni z nr 7 pokonali Brytyjczyka Jamie Murraya (starszy brat Andy’ego) i Australijczyka Johna Peersa 6:3, 7:5. Kibice tenisa przyzwyczaili się, że Matkowski gra i odnosi spore sukcesy z Mariuszem Fyrstenbergiem, ale polska para się rozpadła, bo obaj doszli do wniosku, że osobno osiągną więcej. Na razie zdecydowanie lepiej na tym rozstaniu wychodzi Matkowski (Fyrstenberga w ogóle w Paryżu nie ma), a teraz jego szansa jest ogromna, bo Zimonjić to jeden z najlepszych deblowych fachowców, w parze z Danielem Nestorem zwyciężał w wielkich turniejach i zarobił dużo pieniędzy. Jedno jest pewne: ani Polak,ani Serb sławnych bliźniaków z Kalifornii się nie przestraszą, bo już z nimi wygrywali. Oczywiście debel to jest trochę nagroda pocieszenia, ale grymasić nie wypada, gdy innych atutów brak.
W pierwszym tygodniu z turnieju odpadły trzy ubiegłoroczne półfinalistki - Rumunka Simona Halep, Kanadyjka Eugenie Bouchard i Niemka Andrea Petkovic, ale dwie główne faworytki - Serena Williams i Maria Szarapowa grają dalej, choć Amerykanka w najbardziej dramatycznym meczu weekendu uciekła grabażowi spod łopaty. Wiktoria Azarenka wygrała pierwszego seta, w drugim prowadziła 4:2, w kontrowersyjnych okolicznościach go przegrała (błąd sędziego Kadera Nouni), zdenerwowała się bardzo, a po porażce 6:3, 4:6, 2:6 nie potrafiła powstrzymać łez. Białorusinka odradza się z trudem po długiej kontuzji, niedawno w Madrycie miała trzy meczbole w spotkaniu z Sereną, żadnego nie wykorzystała. Może dlatego była tak rozżalona i decyzję arbitra określiła jako „bullshit”.