Wiadomo, że tenis, jako przystań dobrych obyczajów, miejsce, w którym obowiązuje sportowa elegancja, istnieje tylko na kartach wspomnień. Dziś można się tylko spierać, kto najbardziej się przyczynił do zniszczenia niegdysiejszego uroku białej flaneli. Czy to robota Ilie Nastase, tenisowego Księcia Klownów, który na każdy mecz szedł z misją wkurzenia rywala, widzów lub sędziego, czy jego równie pobudliwych następców z pokolenia Jimmy'ego Connorsa, Johna McEnroe, Johana Krieka i innych. Zapewne wszystkich po trochu.
Nastase niewątpliwie miał swoisty talent, by urągające dobrym obyczajom zachowanie zamieniać w show. Rumun jednych wściekał, innych zdobywał, nie wyłączając stacji telewizyjnych, które mniej baczyły na bluzgi na korcie, bardziej na słupki oglądalności. On, a potem McEnroe i Connors, napędzali oglądalność i sprzedaż biletów. Badacze tematu pisali, że przynajmniej część ich wybryków była w pełni świadomą inscenizacją na potrzeby komercji.
Nastase przygotowywał sobie podkoszulki z widokiem najdłuższego palca wysuniętego z pięści ponad inne, wiedział doskonale, z którymi rywalami warto wszczynać awantury, a kiedy jego pomysły się nie sprawdzą. Connors wypisał na swym sztandarze hasło o egoistycznym wygrywaniu za wszelką cenę i dotrzymywał słowa.
– Był przy tym showmanem, był komikiem, kiedyś usiadł obok mojego kamerzysty i powiedział, że chce się zamienić rolami – wspominał jeden z dyrektorów CBS. Mary Carillo, znana amerykańska dziennikarka telewizyjna, też sądzi, że większość akcji kortowych i gestów na granicy dobrego smaku miał w scenariuszu, nawet wtedy, kiedy nazywał sędziego „owocem aborcji", co potem powtarzano przez lata.
W przypadku McEnroe ta kreacja szła dalej, Amerykanin chyba uwierzył, że jest taki, jakim chcą go widzieć, i był konsekwentny w podtrzymywaniu złego wizerunku, co więcej, wciąż trwa przy swoim (zdyskwalifikowano go niedawno w turnieju seniorów).
Można wspominać jego wimbledońskie „You cannot be serious!" albo „Jesteś śmietnikiem tego świata!", ale może lepiej przypomnieć, że w 1990 roku w Melbourne, grając z Mikaelem Pernforsem, kolejno zbierał ostrzeżenia i tracił punkty za obrażanie pani sędziującej na linii i łamanie rakiety. Kiedy rzekł parę wulgarnych słów do interweniującego supervisora meczu, dostał od sędziego głównego dyskwalifikację. Spokojnie odrzekł: – Nie jestem zaskoczony, tak właśnie miało być.