Najpierw grały Polka z Włoszką i po 100 minutach przyszło godzić się z faktem, że Radwańska na razie jest w formie na ładne porażki, a nie na zwycięstwa dowolnej urody. Znów grała chwilami pięknie, potrafiła czarować publiczność i zaskakiwać rywalkę, lecz gdy przyszło do decydujących piłek – bardziej skuteczna była Pennetta.
Tenisistka z Brindisi zagrała zdecydowanie lepiej niż dwa dni wcześniej z Simoną Halep. Tym razem opanowała brawurę i chaos ataków, poprawiła serwis, spokojnie podeszła do początkowych przewag Polki (Agnieszka prowadziła 2:0, 3:1 i 5:3), odrobiła raz i drugi stratę gema serwisowego, by wykraść pierwszy set w tie-breaku.
W połowie drugiego seta zdobyła przewagę i utrzymała ją do końca, choć musiała grać z pęcherzem na prawej stopie. W dobrym momencie poprosiła o wsparcie trenera Salvadora Navarro, który wiele nie musiał mówić, tylko kazał pokazywać w gestach i czynach pewność siebie oraz sportową agresję.
Na Agnieszkę Radwańską wystarczyło, choć przecież i ona dostała zasłużone brawa, gdy obroniła trzy piłki meczowe i wygrała kilka efektownych wymian.
Druga porażka nie pozostawiała wielkich nadziei na awans Polki do półfinału, ale wiadomo było, że te skromne szanse nie zginą, jeśli Szarapowa zwycięży Halep, najlepiej zdecydowanie. I Rosjanka z Florydy pomogła.