Polak przystępował do pierwszego tegorocznego Wielkiego Szlema z wielkimi nadziejami. Liczył na to, że przegonił koszmary z drugiej połowy ubiegłego sezonu, wyleczył się na dobre, a współpraca z dwójką trenerów Nicolasem Massu i – doradzającym mu z Florydy – Ivanem Lendlem, już w Melbourne przyniesie wymierne efekty.
On sam i my wszyscy musimy jednak uzbroić się w cierpliwość. Na razie nie jest lepiej, postępów nie widać. Pierwszy tegoroczny turniej, drużynówkę United Cup, 27-letni tenisista z Wrocławia zakończył z bilansem dwóch zwycięstw (Billy Harris, Aleksandr Szewczenko) i trzech porażek (Casper Ruud, Tomas Machac, Taylor Fritz). W Australian Open obiecująco zaprezentował się w pierwszej rundzie z Tallonem Griekspoorem, by rozczarować zupełnie z Kecmanoviciem.
Australian Open: Co się stało z Hubertem Hurkaczem?
Rozegrany na John Cain Arena mecz trwał godzinę i 51 minut. Wyższość Serba (51. ATP) nie podlegała dyskusji. Wygrał całkowicie zasłużenie.
Czytaj więcej
Polak wpłynął w Melbourne na nowe wody i pokonał w pierwszej rundzie Holendra Tallona Griekspoora
Na nic zdało się 14 asów Polaka (było też sześć podwójnych błędów), serwis o średniej przeciętnej prędkości 193 km/godz, więcej zagranych „winnerów” (37 przy 32 rywala). W decydujących momentach Polak tracił kontrolę nad swoją grą, popełniał dużo, jak na siebie, niewymuszonych błędów (39). Aż czterokrotnie tracił swoje podanie. Ttylko dwa razy miał szansę na przełamanie Serba, ale nic z tego, nie wykorzystał żadnej z dwóch okazji.