Rz: Są ludzie, którzy pamiętają, że wcale nie tak dawno mistrzowie rakiety nie mieli krzesełka do odpoczynku w przerwie między gemami a teraz fizjoterapeuta przy korcie to norma. Dlaczego?
Krzysztof Guzowski: tenis stał się znacznie bardziej fizyczny. Wymagania wobec ciała są dużo większe. Można odnieść sukces bez fizjoterapeuty, lecz nie wyobrażam sobie, by potwierdzać go przez lata. Belinda Bencic powiedziała mi, że podróżuje po świecie z fizjoterapeutą od 15. roku życia, podobnie Eugenie Bouchard. Młode tenisistki wydają na tę pomoc niemałe pieniądze, ale to rodzaj inwestycji. Zawodowcy rozumieją tę potrzebę i coraz wcześniej chcą współpracy.
Jak pan znalazł się w ekipie Agnieszki Radwańskiej?
W 2011 roku zacząłem opiekować się Polakami w rozgrywkach Pucharu Davisa, zacząłem też trochę jeździć na turnieje z deblistami Marcinem Matkowskim i Mariuszem Fyrstenbergiem oraz Łukaszem Kubotem. Potem zacząłem współpracować z Karoliną Woźniacką. W kolejnym roku zacząłem pracę przy polskich meczach Pucharu Federacji, tam poznaliśmy się z Agnieszką Radwańską. Od 2013 roku współpracujemy na pełnych obrotach, ale od pewnego czasu jest też w teamie Jason Israelsohn, fizjoterapeuta z Australii. Gdy urodziła mi się córeczka, nie byłem w stanie wyjeżdżać przez 40 tygodni w roku.
Napisał pan kiedyś, że fizjoterapia to przestrzeń między pigułką przeciwbólową a operacją. Nie wchodzi pan w paradę trenerowi tenisa i specjaliście od motoryki?