Korespondencja z Paryża
Możliwe, że Świątek nigdy nie zeszła po meczu do szatni tak szybko, jak po porażce ze Zheng (2:6, 5:7). Trzy lata temu, kiedy Polka odpadła z turnieju olimpijskiego, usiadła na ławce, schowała twarz pod ręcznikiem i długo szlochała, aż podeszła do niej Daria Abramowicz. Teraz błyskawicznie spakowała torbę i zabrała cały smutek ze sobą.
Polka trzymała się w Paryżu rutyn. Próbowała traktować ten turniej tak, jak każdy, choć zdradzała między wierszami, że próbuje i chce oddychać igrzyskami. Zamieszkała poza wioską - w przeciwieństwie chociażby do Rafaela Nadala — a wieczorami układała klocki oraz jeździła elektryczną hulajnogą do Lasku Bulońskiego. Nawet muzykę miała w słuchawkach taką samą i wcale nie zamieniła Led Zeppelin ani ACDC na olimpijsko brzmiące „Chariots of Fire” Vangelisa.