Korespondencja z Paryża
Polka wyszła na kort wiedząc, że — przynajmniej teoretycznie — ma jeszcze dwa życia. Turniej olimpijski to przecież nie Roland Garros i porażka w półfinale nie oznacza końca, bo pozostaje mecz o brąz. Wiedzieliśmy jednak, że dla niej, czyli dominatorki tutejszych kortów, która wygrała w Paryżu 25 poprzednich meczów, a w ciągu ostatnich czterech lat przegrała tam raz, liczyło się raczej tylko złoto.
Piszemy „raczej”, bo wiadomo, że Świątek nigdy nie powiedziała tego wprost. I tak towarzyszy jej olbrzymia presja, więc do głazu, z jakim biega po olimpijskich kortach, nie dokładała kolejnego kamyczka, a jednak w pierwszym secie półfinału sprawiała wrażenie przytłoczonej.
Czytaj więcej
- Iga Świątek nie musi być nieszczera w sprawie mojej kontuzji. Nie potrzebuję fałszu - mówi Danielle Collins, która podczas igrzysk w Paryżu przeżywa piekło. - Nigdy nie zrobiłam nic niemiłego w jej kierunku - wyjaśnia Polka.
Paryż 2024. Iga Świątek z Qinwen Zheng szukała ustawień fabrycznych
Zheng grała odważnie i atakowała, ale to nie była wcale powtórka środowego spotkania z Danielle Collins (6:1, 2:6, 4:1), gdy totalna ofensywa Amerykanki zmusiła Świątek do błędów i dała rywalce efektownie wygranego seta. Tym razem to raczej Świątek była swoim największym wrogiem.
Świątek w pierwszej partii popełniła 16 niewymuszonych błędów. Sprawiała wrażenie rozstrojonej, a po jednym z nieudanych zagrań ostentacyjnie machnęła rakietą, jakby chciała przypomnieć swojemu ciału wdrukowane automatyzmy. Przegrała swojego drugiego seta w tym turnieju, choć na tych samych kortach podczas Roland Garros przez trzy kolejne turnieje traciła tylko po jednym.