Emocji w meczu wyłaniającym pierwszą przeciwniczkę Igi Świątek zbyt wiele nie było. Dwa sety, w obu siła gry zwyciężczyni była wyraźnie większa, choć mocny serwis i asy łączyła z licznymi podwójnymi błędami przy podaniu i nie zawsze wychodziły jej ataki przy siatce. Włoska tenisistka jest dobrze znana w Polsce tym, którzy przychodzili w latach 2014-2016 na turniej WTA w Katowicach i widzieli jak Camila bije Katarzynę Piter, Magdę Linette i Agnieszkę Radwańską, by trzykrotnie przegrywać w finałach z Alize Cornet, Anną-Karoliną Schmiedlovą i Dominiką Cibulkovą.
Magdalena Fręch ambitnie się broniła
Potem poprawiła skuteczność w meczach o tytuły, wygrała kilka turniejów i awansowała nawet na 26. miejsce na świecie (2018), zatem jej obecny ranking (107. WTA) pełnej prawdy o możliwościach Giorgi nie mówi. Umie grać bojowo. W środę od pierwszej piłki próbowała dominować, i choć Fręch ambitnie się broniła przedłużając wymiany, to na skuteczne kontry wielu możliwości nie znalazła.
Czytaj więcej
Większość grających w Indian Wells przeniosła się z zachodu na wschód USA, by przystąpić do drugiej części Sunshine Double – turnieju Miami Open. Iga Świątek i Carlos Alcaraz będą walczyć o podwójny triumf w Ameryce.
Z Igą Świątek Włoszka jest na remis. Dwa razy grały, oba w Australian Open. W 2019 roku gładko wygrała Camila, dwa lata później gładko wygrała Iga.
Skutki rankingowe tak wczesnej porażki drugiej polskiej rakiety są przykre, choć spodziewany spadek w klasyfikacji może nie będzie wielki – o cztery pozycje, z 47. na 51. miejsce. W zeszłym roku Fręch grała w trzeciej rundzie po przejściu kwalifikacji, więc strata kilkudziesięciu punktów być musi. Być w pierwszej pięćdziesiątce świata brzmi jednak lepiej, niż być poza nią.