Można było przewidywać takie rozstrzygnięcie, choć dotychczasowe mecze Sinnera z Miedwiediewem kończyły się częściej zwycięstwem Rosjanina. Jednak tej jesieni Włoch, a właściwie Tyrolczyk, przerwał zła passę, pokonał Daniiła w Pekinie i Wiedniu (poprawił bilans na 2-6) i z nową mocą ruszył do Turynu przesuwać kolejne bariery rodzimego tenisa.
Fakt, że awansował do półfinału Masters był niemałym osiągnięciem – próbowali Adriano Panatta, Corrado Barazzutti i Matteo Berrettini, nie dali rady. Jannik w sobotnie popołudnie w hali Pala Alpitour nie tylko dał radę zrobić coś więcej, ale zrobił to pięknie. W pierwszym secie szybko zdobył przewagę gema i śmiało atakując nie dał jej sobie odebrać. W drugim Miedwiediew, wciąż groźny ze swym piorunującym forhendem i z godną podziwu wytrwałością dotrwał do tie-breaka i w nim udowodnił, że nieustępliwość w tenisie jest w cenie.
Więcej osiągnąć nie mógł, może trochę przeszkodziła mu kontuzja (skarżył się na biodro, wziął pomoc medyczną po drugim secie), ale trzeba oddać co należne Sinnerowi – ani trochę nie zwolnił tempa, nie cofnął się i nie przerwał ataków. Kto pamięta młodzieżowy tenis Włocha, ten zobaczył, jak pod okiem Darrena Cahilla Jannik rozwinął skrzydła, jak połączył chłodną głowę z ambicją, woleje ze świetnym poruszaniem się pod korcie, skróty z lobami (niczym Agnieszka Radwańska).
Czytaj więcej
Z Grupy Zielonej do półfinału turnieju mistrzów ATP awansowali Sinner i Djoković, ale dopiero trz...
Publiczność oczywiście mu trochę pomogła, ale jak na standardy tenisowe, nie przeszkadzała Rosjaninowi zbyt mocno. Daniił czasem się denerwował, niekiedy podejmował dyskusję z widzem lub sędzią, ale znacznie więcej zależało od jego forhendu i zmysłu taktycznego.