Pegula nie była uważana za tą, która pierwsza pojawi się w półfinale, ale okazało się, że na Estadio Paradisus dzieją się też rzeczy nieprzewidywalne – Amerykanka straciła z liderką rankingu światowego tylko siedem gemów, wygrała 6:4, 6:3 i przełamała dotychczasową niemoc w starciach z Białorusinką.
Mecz trwał niespełna 1,5 godziny. Peguli wystarczyła do sukcesu solidna gra, w której nie było może wielkich fajerwerków w ataku, ale było też niewiele błędów. Kontrast z wyraźnie rozkojarzoną Sabalenką był duży. Aryna z trudem trafiała piłkami w kort, nie mogła liczyć na skuteczność podania (zwłaszcza drugiego), więc wynik oddawał tę istotną różnicę.
Jedyna chwilą, w której zwycięstwo Jessiki wydawało się nieco zagrożone był finisz drugiego seta. Amerykanka prowadziła 5:2, serwowała, ale trochę się przejęła nadchodzącym końcem spotkania, na krótko straciła pewność siebie i ręka przy podaniu zawiodła. W następnym gemie miała jednak kolejne piłki meczowe i tych szans nie zmarnowała.
Czytaj więcej
Iga Świątek rozpoczęła finałowy turniej mistrzyń WTA od wygranej 7:6 (7-3), 6:0 z Czeszką Marketą Vondrousovą. Następny mecz Polki w środę.
– Spięłam się w tamtym momencie, stąd dwa podwójne błędy serwisowe, ale to się zdarza. Wiedziałam, że będzie nerwowo, rywalka też zaczęła się stresować, ale zagrała trochę lepiej i posłała mi parę dobrych piłek. W takich chwilach niewiele można zrobić, oprócz próby zachowania dobrego nastawienia. Tak zatem robiłam, myślę, że sobie poradziłam – mówiła Pegula dziennikarzom.