Korespondencja z Londynu
Panowie w sumie zagrali cztery partie. Dwie niedzielne pod dachem, dwie poniedziałkowe w świetle dnia. Po tych pierwszych uczucia kibicowskie musiały być mieszane – świetne serwisy Polaka nie sprawdziły się jedynie w tych dwóch niedługich chwilach, gdy były najbardziej potrzebne, czyli w tie-breakach.
Dzień później powody do rozczarowania też się znalazły, ale Hurkacz poprzedził je nagłą wizją odmiany spotkania, po fantastycznie wygranym 7:5 trzecim secie, gdzie wreszcie odkrył długo niewidoczną ścieżkę wiodącą do złamania oporu Djokovicia. Był aktywny i pomysłowy nie tylko na linii serwisowej, wreszcie zaskakiwał rywala atakami przy siatce, zmieniał mądrze kierunki uderzeń, pokazywał sprawność oraz upór w wymianach. Odkrywszy sposób wygrywania, spowodował, że Serb skończył z uśmiechami i gestami przyjaźni, podniósł poziom koncentracji i – jak to się nie tylko w Wimbledonie pisze oraz mówi – z kliniczną precyzją wypunktował Polaka w secie finałowym. Wynik: 7:6 (8-6), 7:6 (8-6), 5:7, 6:4.
Czytaj więcej
Hubert Hurkacz odpadł z Wimbledonu, bo jeden świetny set z Novakiem Djokoviciem to za mało. Polak...
Można się spierać, który żal większy: niedzielny czy poniedziałkowy, ale było rzeczywiście blisko, bliżej niż kiedykolwiek, by polski tenisista pokonał siedmiokrotnego mistrza Wimbledonu. Jednak tenis to nie tylko wybitny serwis (możemy tak napisać o podaniu Huberta), ale wciąż ta reszta, którą Djoković opanował jak nikt inny w świecie.
Bez sentymentów
We wtorek zaczynają się ćwierćfinały, czyli nadszedł dzień, który uważany jest za początek kreacji prawdziwych gwiazd turnieju.