Kibice wreszcie przyszli na kort Philippe-Chartier tłumnie, pogoda dopisała (choć wiatr niekiedy nieco mieszał w wymianach), ćwierćfinał Świątek – Gauff warto było oglądać, bo inaczej, niż ubiegłoroczny finał, nie był całkiem jednostronnym widowiskiem.
Nie był też meczem, w którym należało się przesadnie bać o losy Polki. Iga wciąż ma dużo mocy, chwilami w tym spotkaniu miała nawet nieco za dużo, gdy wypracowane akcje niekiedy kończyła potężnym uderzeniem w aut lub w taśmę. Świątek miała prosty plan: mocne returny, sporo piłek na słabszy forhend rywalki i spokój w wymianach.
Czytaj więcej
Aryna Sabalenka awansowała do półfinału Roland Garros. Białorusinka po wygranej stanęła przed dzi...
Wszystko poszło, niemal bez zacięć, jak należy. Pierwsze przełamanie serwisu rywalki ju w czwartym gemie, potem chwila kłopotów, ale zaraz powrót na dobrą ścieżkę do zwycięstwa. Trener Patrick Mouratoglou, pomagający obecnie Coco Gauff, jeśli miał chwilę nadziei na niespodziankę, to szybko ją zgubił widząc konsekwencję i przewagę Polki.
– Ćwierćfinały są czasem najtrudniejsze. W tym spotkaniu początek na pewno był dla mnie dość trudny, rywalka wymagająca, warunki gry dość trudne, ale polegałam na instynkcie, który dobrze podpowiadał mi co robić. Nie będę miała dnia przerwy, ale przygotowania do półfinału będą takie jak zwykle. Jestem dość wypoczęta, nie spędziłam dotychczas wielu godzin na korcie, więc o kondycję się nie obawiam – mówiła Iga w pierwszych słowach po zakończeniu meczu.