To nie był łatwy dzień, choć początek spotkania zwiastował szybką przeprawę. Świątek dwa razy przełamała rywalkę, prowadziła 3:0, ale zgubiła rytm. Wymiany były krótkie, obie zawodniczki grały agresywnie - może za bardzo - i popełniały błędy. Polce tych niewymuszonych w pierwszym secie przytrafiło się aż piętnaście. Seta ostatecznie wygrała 6:4, choć partia trwała zaskakująco długo.
Liderka rankingu WTA w drugiej spisywała się już znacznie lepiej. Ustabilizowała poziom gry, jakby opanowała nerwy. Ograniczyła liczbę błędów, posyłała na drugą stronę siatki kolejne winnery i dostarczyła uciechy internetowym cukiernikom oraz piekarzom, którzy od początku sezonu liczą jej bagietki (sety wygrane 6:1) oraz bajgle (6:0). Świątek nie oddała bowiem już Liu żadnego gema.
Czytaj więcej
Ukrainka Marta Kostiuk usłyszała gwizdy, a Białorusinka Aryna Sabalenka - brawa. To znak, że publiczność na Roland Garros niebezpiecznie dryfuje w kierunku ignorancji oraz niepokojący sygnał przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu.
- Raz grałam z wiatrem, a innym razem nie. Zdarzało się, że zwiewało mi piłkę i nie mogłam wyczuć, jak ją podrzucić. Nie jest przez to łatwo, ale po pierwszym secie udało mi się podnieść mój poziom i drugi był już lepszy. Cierpliwość jest w tym wszystkim najważniejsza - mówi Świątek. Wcześniej napisała na kamerze: "Czuję się na 22", bo dzień wcześniej miała urodziny.
Teraz Polka zmierzy się z Xinyu Wang. 21-latka grała przed laty w finałach juniorskich turniejów Wielkiego Szlema jako deblistka (Australian Open i Wimbledon w 2018 roku), ale indywidualnie nigdy świata nie porwała. Nie wygrała turnieju WTA, do trzeciej rundy Roland Garros awansowała po raz pierwszy w karierze. Zmierzy się z liderką kobiecego touru, więc szanse na sukces na nieduże.