W Melbourne do upałów dołączyły deszcze, tylko plan gier na trzech zakrywanych kortach ma szansę na pełną realizację. Świątek i Osorio zaczęły grę na największym korcie turnieju, gdzie od razu zasunięto dach, więc z rozegraniem spotkania nie było żadnych problemów. Zaczęły o 11. czasu lokalnego, po 84 minutach pani sędziująca mecz mogła podać wynik: gem, set, mecz, 6:2, 6:3, Świątek.
Gra dwóch tenisistek z rocznika 2001 mogła się podobać, nie było w niej wiele kalkulacji, była znaczna przewaga Polki od razu podkreślona wynikiem 4:0 na otwarcie meczu. Camila Osorio, jedyna Kolumbijka wśród 300 pań z góry rankingu WTA, wzorem wielu innych rywalek Igi, trochę się obawiała tej rywalizacji, grała więc tak, by wstydu nie było, popisując się niezłym forhendem, ale też bez szczególnej wiary w sukces, tym bardziej, że niedawno w Hobart odniosła kontuzję i ślad tego wydarzenia było widać na nodze panny Camili.
Czytaj więcej
Pierwszy dzień przyniósł w Melbourne dwa polskie zwycięstwa. Trudniejsze Igi Świątek i łatwiejsze Huberta Hurkacza.
Na wynik Iga Świątek narzekać zatem nie może, na styl zwycięstwa też nie, chociaż w pierwszym secie oba gemy straciła przy swym serwisie, w drugim też miała kłopoty z podaniem, zamiast wygrać 6:1, musiała przedłużyć pracę o dwa gemy. Braki serwisowe nadrobiła jednak z nawiązką agresją returnu i dobrym poruszaniem się po korcie, więc żadnych obaw o wynik nie było.
Po meczu więcej mówiła dziennikarzom o nowej muzyce w słuchawkach podczas wchodzenia kort i odmianie menu, bo sushi jej się przejadło, niż o trudach drugiego spotkania w Melbourne. Trzeciej rywalki od razu nie poznała, bo mecz Andreescu – Busca został opóźniony, jak wiele innych (także Hurkacz – Sonego i Linette – Sherif), przez deszcz.