W kwestiach sportowych nie było wątpliwości: tego wieczora Tiafoe, ze swym potężnym forhendem i serwisem oraz szybkością nóg, był tenisistą lepszym od 36-letniego mistrza z Majorki. Amerykanin już kilka lat temu był uważany za wielki talent, jest z pokolenia Huberta Hurkacza (nawet o rok młodszy), teraz po raz pierwszy sięgnął do ćwierćfinału US Open i wydaje się, że zacznie spełniać nadzieje rodaków.
Na stadionie im. Arthura Ashe dostał maniakalne wsparcie rodzimej publiczności, ale też sam zrobił wiele, by wygrać chyba najważniejszy mecz w karierze. Po sukcesie najpierw zalał się łzami, ale gdy je osuszył, dodał już bardzo po amerykańsku: – Jestem tutaj, aby wygrać US Open. Jestem tutaj, aby przejść całą drogę.
Czytaj więcej
Iga Świątek nie skończy tegorocznego US Open na czwartej rundzie. Polka wygrała z Niemką Jule Niemeier 2:6, 6:4, 6:0 i po raz pierwszy zagra w Nowym Jorku w ćwierćfinale.
Nadal nie był tym Nadalem, choćby z Australian Open. Zaleczona niedawno kontuzja mięśni brzucha chyba zrobiła swoje, widać było mniej dynamiki w ruchach i uderzeniach piłki przez wielkiego Hiszpana. Nie komplikował spraw po meczu. – Ja zagrałem źle, a on dobrze. Nie poruszałem się wystarczająco szybko. Nogi miałem jak cementu – rzekł Hiszpan.
Najważniejszą uwagę zostawił na koniec: – Są też ważniejsze sprawy, niż tenis. Wracam zaraz do Hiszpanii, do mojej ciężarnej żony. Może nagrodą pocieszenia będzie prowadzenie od poniedziałku w nowym rankingu ATP, ale w tej kwestii pewności mieć nie może, bo młodsi – Ruud i Alcaraz awansowali do ćwierćfinału i mogą być wyżej.