Mecz zaczął się od przełamania serwisu Igi przez Niemkę, wszystkie opowieści o sile returnu Niemeier, tak samo jak o sile serwisu (rzadko poniżej 180 km/godz.), natychmiast okazały się prawdziwe. Trudno było nie zauważyć, że te dwa elementy gry połączone ze słusznym wzrostem rywalki Polki i szybką nawierzchnią nowojorskich kortów wyraźnie wpłynęły na obraz meczu.
Panna Jule bezkompromisowo trzymała się twardo dwóch najlepszych uderzeń czasem dodając niezłe skróty, Iga Świątek do końca pierwszego seta trochę bezradnie szukała sposobu na zniwelowanie straty i niczego nie znalazła. Niemeier, choć 108. w klasyfikacji WTA (punktów za ćwierćfinał Wimbledonu, jak wiadomo, nie dostała), grała z mocą znacznie przekraczającą ten ranking.
Czytaj więcej
Po wygranej z Lauren Davis Iga Świątek awansowała do 1/8 finału i jest wśród tych, które będą pis...
W secie drugim początek był lepszy dla Polki, choć gem otwierający trwał prawie 10 minut. Sygnały poprawy jednak przyszły, przewaga serwisowa Niemki wprawdzie nadal była widoczna, ale wreszcie pojawiły też asy po stronie Igi, tak samo jak skuteczne kontry. Świątek posłuchała trenera Wiktorowskiego (podpowiedzi są dopuszczalne w US Open), uspokoiła grę, wreszcie zaczęła odzyskiwać przewagę.
Wprawdzie panie nadal miały problem z koncentracją, forma obu falowała, mnożyły się przełamania serwisowe, lecz Iga była zawsze krok z przodu i w końcu wygrała 6:4. Dotrwać do trzeciego seta okazało się sposobem na wygraną z Jule Niemeier. Niemiecka tenisistka z upływem czasu straciła piorunującą moc serwisu, straciła też pewność siebie i precyzję zagrań, bo nogi już nie niosły jej po korcie. Ładne to zwycięstwo raczej nie było, błędów i nerwów było w nim przez prawie 2,5 godziny mnóstwo, ale przynajmniej za hart ducha pochwały dla Igi się należą.