Kiedy wydawało się, że porażka Novaka Djokovicia będzie największą niespodzianką pierwszego tygodnia, nadeszła krwawa niedziela dla liderów światowych rankingów. Najpierw Andy Murray przegrał z 30-letnim reprezentantem Niemiec Mischą Zverevem (50. ATP) 5:7, 7:5, 2:6, 4:6, a potem broniącą tytułu Andżelikę Kerber pokonała Amerykanka Coco Vandeweghe (35. WTA) 6:2, 6:3. Konsekwencje porażki Niemki są takie, że jeśli Serena Williams zwycięży w Melbourne, znów będzie liderką kobiecego tenisa.
Kerber nie przegrała, tylko została zmieciona z kortu. Słabo serwowała, przy drugim podaniu miała ogromne kłopoty. Nic dziwnego, że oddała aż cztery swoje gemy serwisowe. Mieszkanka Puszczykowa w ubiegłym roku wygrała nie tylko Australian Open, zwyciężyła też w US Open, była także w finałach Wimbledonu i igrzysk olimpijskich. Teraz ten rok w chmurach dobiegł końca.
Andy Murraya pokonał gracz z innej epoki, przypominającego trochę naszego Łukasza Kubota z najlepszych lat. Mischa Zverev atakuje, kiedy tylko jest okazja, a w spotkaniu ze Szkotem miał ich sporo i większość wykorzystał. Był przy siatce 118 razy, po 65 z tych wycieczek zdobywał punkty. Wielu problemów przysparzał Murrayowi także mocno slajsowany bekhend rywala. Tenis taki jak Zvereva znakomicie się ogląda, choć wszyscy wiedzą, że to jest gra archaiczna, która w starciu z liderem światowego rankingu może popłacać tylko wówczas, gdy gwiazdor ma słabszy dzień.
Mischa Zverev jest starszym bratem Saschy, który w Melbourne w trzeciej rundzie przegrał w pięciu setach z Rafaelem Nadalem. Kibice tenisa pamiętają też zapewne ich ojca Aleksandra Zwieriewa, który był czołowym tenisistą Związku Radzieckiego. Rodzina wyjechała do Niemiec w roku 1991 i obaj bracia reprezentują barwy tego kraju.
Kolejnym rywalem Mischy będzie Roger Federer, który w pięciu setach pokonał Kei Nishikoriego 6:7 (4-7), 6:4, 6:1, 4:6, 6:3. W pierwszym secie Japończyk prowadził już 5:1, ale Szwajcar wyrównał i przegrał dopiero w tie-breaku. Nie był to jednak wysiłek stracony – jak powiedział po meczu Federer – zwyciężył bowiem bez trudu w dwóch kolejnych setach. I wydawało się, że set czwarty będzie ostatni, bo Nishikori stracił swoje podanie i w kolejnym własnym gemie miał ogromne kłopoty. Jednak wyszedł z dołka i doprowadził do seta piątego, w którym nie miał nic do powiedzenia. Po tym meczu jedno pytanie jest już bezzasadne: czy Federer jest przygotowany do długiej i poważnej gry.