Niech nikogo nie zmyli ranking WTA, w którym Polka po finałowym zwycięstwie nad Szwajcarką Belindą Bencic 6:2, 6:2 będzie zajmowała 15. miejsce, to absolutnie nie oddaje obecnej siły jej gry.
Ranking jest niemiarodajny, gdyż z powodu odwołania w ubiegłym roku wielu turniejów obejmuje nie jak zazwyczaj rok, lecz prawie dwa lata. Cel tej zmiany był taki, by nie krzywdzić zawodniczek, które nie grały z obawy przed wirusem, np. obecnej liderki Australijki Ashleigh Barty, która wciąż prowadzi, choć praktycznie przez rok nie grała, bo nie chciała ruszać się z ojczyzny.
Gdyby obowiązywały stare zasady, Iga Świątek już po wygraniu w październiku turnieju Roland Garros byłaby nie osiemnastą, lecz piątą tenisistką świata, i taka jest jej realna pozycja dzisiaj. W marcu będzie miała okazję, by to potwierdzić podczas turnieju w Dubaju, który rozpoczyna się za tydzień. Iga zrezygnowała z gry w Dausze w tym tygodniu, z Dubaju przyleci na krótko do Warszawy, a potem uda się na Florydę, by uczestniczyć w prestiżowym turnieju WTA 1000 w Miami (to najwyższa kategoria po Wielkich Szlemach, początek 23 marca).
Finał w Adelajdzie był jednym z najlepszych meczów Polki w tym roku. Szwajcarka rozstawiona z nr. 2 była bezradna wobec zagrań Świątek, która świetnie serwowała zarówno pierwszą, jak i drugą piłkę, znakomicie wybierała kierunki przy wymianach z głębi kortu i popełniała bardzo mało błędów.
Kluczowym momentem meczu było przełamanie serwisu Szwajcarki w pierwszym secie przy stanie 3:2, Bencic popełniła w tym gemie cztery podwójne błędy i już się po tej klęsce nie podniosła.