Wielka serbska trójka miała we wtorek główne korty Roland Garros niemal tylko dla siebie.
Ivanović na stadionie im. Philippe’a Chartiera szybko pokonała Patty Schnyder, w tym samym czasie na kort Suzanne Lenglen wszedł Djoković, by grać z niespełna 20-letnim Ernestsem Gulbisem. Także nie stracił seta, chociaż w każdym musiał się napracować.
Pomimo porażki młodemu Łotyszowi start w Paryżu udał się nadzwyczajnie. To nie jest niespodzianka, że Gulbis ładnie gra i zaczyna wygrywać. Jest z tej samej szkoły co Djoković, czyli przeszedł solidne kształcenie w Monachium u Chorwata Niki Pilicia, finalisty Roland Garros 1973. Na razie efektownie zdobywane punkty łączy z licznymi stratami, bo ponosi go skłonność do ryzyka, ale gdy trochę okiełzna fantazję, jest groźny.
Grał raz w Polsce, dwa lata temu w meczu Pucharu Davisa. Przegrał z Michałem Przysiężnym, ale już wtedy prognozowano mu lepszą przyszłość niż Polakowi. Jeśli będzie rósł w siłę tak szybko, to wkrótce wiele osób dowie się, że dziadek Alvils Gulbis z ASK Ryga w barwach ZSRR był mistrzem Europy w koszykówce, a Djoković będzie pół żartem, pół serio wspominać, że 2 – 3 lata temu na wspólnych treningach był niszczony przez młodzika bez litości.
W półfinale Serb zagra z Rafaelem Nadalem, który przegrał z Nicolasem Almagro trzy gemy i to chyba przez grzeczność. Jeśli ktoś liczył na długi hiszpański mecz albo chociaż lekkie zmęczenie mistrza, ten się zawiódł. Różnica między pierwszą i piątą rakietą Hiszpanii była ogromna, tenisistów łączył chyba tylko jaskrawy kolor zielonych koszulek. Może zresztą chodziło o to, by nie psuć Nadalowi 22. urodzin. Przy zejściu z kortu czekał już tort ze świeczkami.