Dość łatwo można było przewidzieć, że drugi półfinał kobiecy będzie rosyjski. Jedyną nie-Rosjanką, która walczyła w środę o awans była Estonka Kaia Kanepi. Przegrała jednak ze Swietłaną Kuzniecową 5:7, 2:6. – Nie wiedziałam czego się spodziewać, grałam z nią raz, bardzo dawno temu. Jej piłki były mocne, ale opanowałam nerwy i wszystko stało się łatwiejsze – mówiła dziewczyna z St. Petersburga.
Znacznie więcej działo się podczas meczu Dinary Safiny z Jeleną Dementiewą. Siostra Marata znów pokazała, że nie można jej łatwo złamać. Przegrała pierwszego seta, w drugim było już 5:2 dla rywalki i jak w meczu z Marią Szarapową nastąpił gwałtowny zwrot akcji.
– Przestałam mocno uderzać, po prostu posyłałam na drugą stronę piłkę, jeszcze raz i jeszcze raz. Jelena chyba się speszyła, bo to ona musiała zacząć grać mocno i agresywnie – tak Safina tłumaczyła swoją zmianę taktyki. Rotacja i zmiana rytmu zrobiły swoje. Wreszcie Jelena Dementiewa zdenerwowała się. Jak niemal zawsze w takich przypadkach osłabł jej serwis i zaczęła się walka o przetrwanie. Wytrzymałość Dinary miała znaczenie. Trzeci set do zera pokazał, że znalazła sposób wyjątkowo skuteczny.
Awansował także Roger Federer i zrobił to tak, by trochę zdenerwować Fernando Gonzaleza. Najpierw psuł, przegrał nawet seta, można było pomyśleć, że po niepewnej grze będzie miał poważne problemy z Chilijczykiem.
Nic z tego – po tej przedłużonej rozgrzewce pokazał co naprawdę potrafi. Szczególnie gorzki dla Gonzaleza był początek trzeciego seta. W pierwszym gemie prowadził 40-0, by nie wykorzystać żadnej okazji do przełamania serwisu rywala.