W sobotę o 14 (transmisja w Eurosporcie) Polkę czeka mecz, który rozstrzygnie, czy w pogoni za awansem do turnieju Masters w Dausze warto było przyjeżdżać do Linzu. Wygrywając w Austrii trzy mecze, włącznie z ćwierćfinałem z Lucie Safarovą, Radwańska teoretycznie zarobiła 130 punktów, ale w rzeczywistości tylko 10. Ranking Race uwzględnia tylko 16 najlepszych wyników w roku i 130 pkt z Linzu zastępuje jeden z turniejów, w których Polka zdobyła 120 pkt.

Jeśli w sobotę pokona Kvitovą (55 WTA), to zarobi już nie 10, a 80 pkt. A jeśli wygra też finał – 160, i tak naprawdę wtedy będzie mogła powiedzieć: jadę do Dauhy. Bo pojedzie tam osiem najlepszych tenisistek sezonu i dwie rezerwowe, a w przypadku zwycięstwa w Linzu Polka już nie da sobie odebrać 10. miejsca. Flavia Pennetta może je zabrać tylko wówczas, jeśli to ona wygra turniej w Linzu. Jest tu rozstawiona z nr. 1, też awansowała do półfinału.

Druga z goniących Polkę zawodniczek, Marion Bartoli, odpadła w piątek w ćwierćfinale w Osace, kreczując z powodu kontuzji ramienia i właściwie odpadła też z wyścigu do Masters. Będzie od poniedziałku traciła do Polki co najmniej 235 pkt. Żeby to odrobić, musiałaby w przyszłym tygodniu w Kremlin Cup, ostatnim turnieju przed Masters, dojść do finału.

Agnieszka jest już bardzo zmęczona, ale potrafi jeszcze przyspieszać, tak jak na początku meczu z Safarovą, gdy szybko wyszła na prowadzenie 5:1. W drugim secie przeciwnie: cały czas musiała gonić. Najpierw od 0:2 do 2:2, potem gem po gemie.

Pierwszy raz Agnieszka prowadziła dopiero w tie-breaku, ale najpierw obroniła dwie piłki setowe. Skończyła spotkanie przy czwartym meczbolu, gdy Safarova uderzyła za linię. Dwa tygodnie temu w Tokio Radwańska była w półfinale, tydzień temu w Pekinie w finale, teraz znów jest co najmniej półfinał. Takiej serii jeszcze w karierze nie miała.