Dryblas z Argentyny ograł w zeszłorocznym finale samego Rogera Federera, ale nie była to żadna superniespodzianka. Del Potro był już wcześniej graczem, z którym musieli się liczyć najwięksi, a podczas US Open 2009 stał się po prostu jednym z nich. Ten rok jednak – z powodu kontuzji nadgarstka – ma stracony. Nieobecny jest na kortach od styczniowego Australian Open i raczej nie pokaże się na nich przed zakończeniem tego sezonu. Dla niego nowojorski turniej, zawsze rozgrywany na przełomie sierpnia i września, wypadł zdecydowanie za wcześnie. Pewnie Argentyńczyk zdąży dopiero na kolejny Australian Open.
Serenę Williams, stałą uczestniczkę wielkoszlemowych imprez, tym bardziej tej ulubionej – odbywającej się na amerykańskiej ziemi, dopadła kontuzja stopy. Jeszcze na początku lipca wydawała się niegroźna, ale potem sprawy się skomplikowały. Do tego stopnia, że start Sereny w Nowym Jorku okazał się niemożliwy. Rodzeństwo Williams reprezentować więc będzie tylko starsza siostra Venus – z nieodgadnioną formą, za to z wiadomymi – ciągle sięgającymi zwycięstwa – możliwościami.
Nie pokaże się też na Flushing Meadows, z powodów podobnych jak Serena, Belgijka Justine Henin. Stawi się natomiast jej rodaczka, zwyciężczyni sprzed roku – Kim Clijsters. Tamten triumf wypadł tuż po powrocie do tenisa, powrotowi temu towarzyszyła córeczka Kim i wszystko skończyło się tak pięknie... Teraz Clijsters spróbuje obronić to, co tak nieoczekiwanie zdobyła wtedy. Po naszej Agnieszce Radwańskiej rewelacyjnego występu nie należy się spodziewać. Przy szczęśliwym dla niej losowaniu – co najwyżej awansu do ćwierćfinału.
Wracając do mężczyzn. Nierówno grywał ostatnio zwycięzca Roland Garros i Wimbledonu Rafael Nadal, zawodzili Novak Djoković i Andy Murray, niczego nie potrafił wygrać Roger Federer. Wreszcie stało się – na tydzień przed US Open wygrał w Cincinnati.
To było 63. zwycięstwo Szwajcara w zawodach ATP. Na liście wszech czasów zrównał się ze Szwedem Bjoernem Borgiem i tylko jednej wygranej brakuje mu do czwartego w klasyfikacji Amerykanina Pete’a Samprasa. Liderem jest rodak Samprasa, tenisista z czasów Wojciecha Fibaka – Jimmy Connors (109 zwycięstw). Wątpliwe, żeby Federera interesował pościg za Connorsem. I tak – po pobiciu Samprasa w liczbie zdobytych tytułów wielkoszlemowych – został jednym z największych w historii tenisistów. Może nawet największym? Dziś Roger Federer nie wygląda na niespełnionego. Co nie znaczy, że w tym US Open odpuści.