Kontuzja jednego z palców stopy nie okazała się tak groźna dla Polki, by nie podjąć próby zdobywania punktów i premii w dużym turnieju (pula nagród 2 mln dolarów), w którym w zeszłym roku przegrała dopiero w półfinale z Marią Szarapową.
Polka została rozstawiona z nr 6, wyżej w drabince są Karolina Woźniacka, Wiera Zwonariowa, Jelena Janković, Samantha Stosur i Francesca Schiavone.
Mecz z Białorusinką (53. WTA) był krótki, po godzinie z kwadransem rywalka wyrzuciła ostatnią piłkę w aut. Grały pierwszy raz, i to był jeden z powodów, że Radwańskiej poszło dobrze. Duża dziewczyna z Mińska nie była przygotowana na dość szybką i precyzyjną grę Polki. Grały pod zasuwanym dachem (hala Ariake Colosseum ma takie udogodnienie), bo w Tokio lało, publiczność jeszcze się schodziła, ale za kilka wygranych akcji Radwańskiej brawa były głośne.
Jesienny program startów najlepszej polskiej tenisistki obejmuje cztery turnieje, oprócz występu w Japonii powinna zagrać jeszcze w Pekinie, Linzu i Moskwie. Miała w zeszłym roku doskonałe wyniki w trzech z nich. Poza półfinałem w Tokio i zdobyciu 350 pkt rankingowych, osiągnęła finał w stolicy Chin (700 pkt) i kolejny półfinał w Austrii (130). Te zdobycze dały Agnieszce nie tylko pewne miejsce w pierwszej dziesiątce świata, ale także awans na turniej Masters w roli rezerwowej i okazję do pamiętnego zwycięstwa w stolicy Kataru nad Wiktorią Azarenką.
W tym roku główne zadanie Polki, to obrona prestiżowego miejsca w rankingu. Reguły są twarde: trzeba powtórzyć zyski z 2009 roku, czyli wywalczyć co najmniej 1000 punktów w czterech turniejach, by pozostać w pierwszej dziesiątce klasyfikacji WTA. O awansie do najlepszej ósemki i starcie w Masters chyba nie ma co myśleć, tym bardziej, że nad tenisistką wciąż wisi groźba pogłębienia kontuzji stopy. Pewną rezerwę ma tylko w Moskwie. Tam w ubiegłym roku przegrała w pierwszej rundzie, turniej jest duży (1 mln dol.) i każde zwycięstwo bardzo opłacalne.