Clijsters triumfuje w Australian Open

Australian Open: Belgijka Kim Clijsters po raz pierwszy wygrała w Melbourne. Pokonała w finale Chinkę Na Li 3:6, 6:3, 6:3

Aktualizacja: 29.01.2011 12:21 Publikacja: 29.01.2011 12:19

Kim Clijsters

Kim Clijsters

Foto: AFP

O urodzie tego finału nie będzie się po latach wiele mówić. Nerwy brały górę w wielu wymianach. O dziwo, większą ofiarą własnych niepokojów była na początku belgijska mistrzyni. Pierwszy set był tego wyraźnym dowodem. Zamiast serii wygrywających uderzeń – strzały w aut, zamiast serwisu prowadzącego do łatwego zdobywania punktów – niepewna ręka.

Chinka dość długo świetnie wytrzymywała wymianę płaskich uderzeń, gdy trzeba było nawet wzmacniała tempo. Czasem pomagało jej szczęście. Nic nie wyszło z przewidywań, że Na Li potrzebuje dość dużo czasu, by osiągnąć właściwy poziom gry, że z tego powodu straci kilka początkowych gemów.

Kim Clijsters wygrała, bo mimo stresu nie straciła wiary we własne umiejętności. Duch nie uleciał, nie było mowy o rezygnacji, tylko ciągła nadzieja i walka o każdy punkt. W połowie drugiego seta doczekała w końcu chwil, gdy Na Li zaczęła mylić się częściej. Trochę pomogła Chince, zmieniając taktykę, tempo, wysokość i rotację odbić.

Gdy odrobiła seta, to Na Li zaczęła drżeć mocniej. Jeszcze w przy stanie 1:4 w decydującym secie Chinka znalazła w sobie wolę wygrania gema. Jeszcze raz popatrzyła z gniewem albo nadzieją na męża, jeszcze raz poprosiła sędzinę o zwrócenie uwagi widzom, by nie używali fleszy. Nie uspokoiła się jednak.

Kim Clijsters serwowała wciąż na tyle mocno, żeby prowadzić 5:2. Belgijka nie ryzykowała przy podaniu Chinki, szybko oddała cztery piłki, 5:3. Liczyła na własny serwis, całkiem słusznie.

Najważniejszy gem zagrała wreszcie tak, jak na mistrzynię przystało, cztery piękne akcje i już mogła podnieść ręce w górę. Zdobyła czwarty tytuł wielkoszlemowy, ale pierwszy poza Nowym Jorkiem. Łza szczęścia była nieuchronna. Chwilę po zwycięstwie nie mówi się odkrywczych rzeczy, ale Kim z uśmiechem potrafiła podziękować nawet dentyście, który pomógł tenisistce tuż przed turniejem. Dla Australijczyków na zawsze pozostanie ich „Aussie Kim”.

O Na Li świat też nie zapomni, bo w walce o 2,2 mln dolarów australijskich premii i Daphne Akhurst Trophy była nieco słabsza, lecz nie tak wiele. Świat będzie także powtarzać, że w podziękowaniach umiała przed całym stadionem powiedzieć do męża: – Czy będziesz gruby, stary, czy łysy, zawsze będę z tobą i zawsze będę cię kochać.

[b]Kobiety – finał:[/b] K. Clijsters (Belgia, 3) – Na Li (Chiny, 9) 3:6, 6:3, 6:3.

O urodzie tego finału nie będzie się po latach wiele mówić. Nerwy brały górę w wielu wymianach. O dziwo, większą ofiarą własnych niepokojów była na początku belgijska mistrzyni. Pierwszy set był tego wyraźnym dowodem. Zamiast serii wygrywających uderzeń – strzały w aut, zamiast serwisu prowadzącego do łatwego zdobywania punktów – niepewna ręka.

Chinka dość długo świetnie wytrzymywała wymianę płaskich uderzeń, gdy trzeba było nawet wzmacniała tempo. Czasem pomagało jej szczęście. Nic nie wyszło z przewidywań, że Na Li potrzebuje dość dużo czasu, by osiągnąć właściwy poziom gry, że z tego powodu straci kilka początkowych gemów.

Tenis
Iga Świątek w trybie ekspresowym. Była liderka pokonana
Tenis
Krótka przerwa Iga Świątek. Teraz czas na Dubaj
Tenis
Czy uczciwość w tenisie jeszcze istnieje? Echa sprawy Jannika Sinnera
Tenis
Namalowała zwycięstwo na korcie. Amanda Anisimova pokonuje Jelenę Ostapenko
Tenis
Jannik Sinner zaakceptował porozumienie z WADA. Zgodził się na zawieszenie