Wygrać mistrzostwa WTA może każda z finałowej ósemki. Kobiecy tenis wciąż nie ma mistrzyni, jak za dawnych lat bywało, kapryśne dziewczyny wygrywają i przegrywają w okolicznościach trudnych do przewidzenia. Jeśli na upartego szukać kandydatek do końcowego sukcesu, to na początku wymieniane są trzy: Maria Szarapowa, Wiktoria Azarenka i Karolina Woźniacka, choć nie zawsze w tej kolejności.
Zalety Dunki znamy: wytrwałość, dobra kondycja, talent do pracy i doskonała gra obronna. W mistrzostwach jest trzeci raz, w zeszłym roku przegrała finał z Kim Clijsters. Woźniacka najlepiej korzysta z niestałości formy rywalek i broni pierwszego miejsca w rankingu WTA mimo braku wygranej w Wielkim Szlemie. W tym roku zwyciężyła jednak w sześciu innych turniejach, była w półfinałach Australian Open i US Open. Tylko jesienią grała bez wzlotów.
Maria Szarapowa była już mistrzynią Masters, ale dawno, w 2004 roku. W tym roku wygrała w Rzymie i Cinncinnati, przegrała finał Wimbledonu. Tak jak w przypadku całej ósemki przy pytaniu o jej formę trzeba stawiać znaki zapytania. Będzie pewny serwis i spokojna głowa – będzie sukces, ale inne wersje też są możliwe, bo nie znamy stanu zdrowia Rosjanki. Podobnie jest z Azarenką. Gdy zdrowa – może pobić każdą na świecie, po US Open grała nieźle, wygrała dwa dni temu turniej w Luksemburgu.
Mistrzyni Wimbledonu Petra Kvitova gra w Masters pierwszy raz, po sukcesie w Londynie długo wracała do sportowej równowagi i nawet lista pięciu zwycięstw turniejowych (ostatnie w Linzu) nie wszystkich przekonuje.
Na Li po znakomitej pierwszej połowie roku (finał Australian Open, sukces w Roland Garros) w drugiej musiała przepraszać rodaków za fatalne starty. Przyczynę łatwo zdefiniowano: Chinka zajęła się przekuwaniem sukcesów na kontrakty reklamowe. W Masters wcześniej nie startowała.